Forum  Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zakurzony Skoroszyt Rillki :)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lisa_56
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 1420
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wichrowe Wzgórza
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:55, 06 Sie 2009    Temat postu:

A i bardzo podobał mi się wątek z Tolą, przedstawioną lepiej niż przez samą Maud Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rilla
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Złoty Brzeg
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:59, 06 Sie 2009    Temat postu:

Zrobiłam to na prośbę jednej z moich Recenzentek, która uznała, podobnie jak ja, że Tola ma niewykorzystany potencjał Wink Zapewniam, iż jeszcze się w opowiadaniu pojawi!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holly
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: w podróży
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:29, 06 Sie 2009    Temat postu:

Ja tam uwielbiam wątek Andrzeja i dziewcząt z Ustronia Patty. Andrzej jest cuuudowny! Chociaż to za mało powiedziane!
Opowiadanie jest takie barwne i humorystyczne, z odcinka na odcinek coraz bardziej kocham bohaterów!
Nie mogę się doczekać następnej części Very Happy Boskie, boskie, boskieee! Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marigold
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:00, 07 Sie 2009    Temat postu:

Kocham LiMa!!! Odcinek jest tak genialny, jak zawsze! I moja ukochana Tola! Przezabawnie dziś było, moja Rillo!

Królowo Pióra, piszesz nieziemsko! Czy jest coś, czego nie potrafisz napisać? Nieee. Nie ma czegoś takiego Smile

Umieram w oczekiwaniu na cd!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patt
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 604
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:15, 08 Sie 2009    Temat postu:

Rillo, powiem krótko -zazdroszcze talentu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sissi
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Crystal Cottage ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:10, 09 Sie 2009    Temat postu:

Ach, Rillo- co prawda trochę późno- ale przeczytałam kolejną cześć LiMu i muszę powiedzieć, że coraz bardziej kocham to opowiadanie Nie mogę się też doczekać następnej części. Czy Ty chociaż zdajesz sobie sprawę, jaki posiadasz talent ?
Tak czy inaczej- kocham Andrzeja- zresztą o tym wiesz od dawna, bo przecież kiedy tylko podesłałaś mi pierwsza cześć byłam wniebowzięta mogąc czytać o wspaniałym studencie medycyny xDD
Ach, posiada naprawdę wiele cudownych cech- czuję, że będzie niebawem tak kultowy, jak Gilbert.
Juli tez nie da się nie kochać- przede wszystkim bawią mnie jej teksty- są cudne. Jej przemyślenia i zachowanie- po prostu przezabawne, a przy tym urocze.
Dziewczyny mają rację- Tola- ach, kochana Tola- kiedy Ty, kochana, piszesz o niej- podbija ona moje serce. W końcu ta dziewczyna wykazuje jakaś osobowość!
Co do Tadzia- psotnika kochałam zawsze, ale o nim tym razem za wiele nie było xD

Czekam na dalszą część :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Martynka
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Kocia Chatka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:16, 10 Sie 2009    Temat postu:

No i cóż ja mogę powiedzieć - przepadłam... Rillo, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz jak najwięcej! Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rilla
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Złoty Brzeg
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:39, 10 Sie 2009    Temat postu:

Dziękuję serdecznie za ciepłe komentarze, moje kochane! Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wielkim są dla mnie dopingiem!


Odcinek słodko - gorzki. Niemniej jednak, optymistyczny Smile Postanowiłam dozować moje literackie wypociny, w dużej ilości, poważnie szkodzą zdrowiu... Smile


Specjalna dedykacja, tym razem dla Czterech wspaniałych osób:

Marigold - za nieustanny doping i wiarę we mnie

Sissi - za ożywcze rozmówki na gadulcu, tak bardzo mi potrzebne do nabrania odpowiedniego dystansu do moich dzieł

Lisie_ 56 - która prosiła o pana Harrisona Smile

Oraz Martynce - za jej cichą, aczkolwiek motywującą obecność Smile
Dziękuję Wam, dziewczyny!


___________________________

*
Portowa przystań w Kingsport idealnie pasowała do sielskiego obrazka. Brać studencka ochoczo zapełniała cały dostępny plac, żegnając, bądź też witając kolegów i przyjaciół. W całym tym kolorowym tłumie przemykały się uśmiechnięte mieszkanki Ustronia Patty. Potem długo, długo nic, aż w końcu pojawiał się Andrzej. Biedny student medycyny nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie żałował dżentelmeńskich odruchów, teraz jednak musiał przyznać rację ojcu, który zawsze powtarzał – „Bądź dla kobiety miły, a następnego dnia obudzisz się zaobrączkowany, otumaniony dusznymi perfumami i ubezwłasnowolniony”. Los sprawił, że naprawdę zrozumiał, co starszy miał na myśli.
- Już teraz wiem, dlaczego Piekło ma tylko dziewięć kręgów – westchnął Andrzej, uginając się pod pakunkami rozćwierkanej panny Gordon.
- Zapewne masz na to jakąś błyskotliwą odpowiedź – wbiła szpilę Ania.
- Ponieważ Dante nie poznał Fili – odparł ponuro.
- Andrzeju… - słodki oddech młodej kobiety owionął twarz młodzieńca – Doznałeś nagłego paraliżu? Statek zaraz odpływa…
Brat Julii miał na końcu języka ciętą ripostę, ale się powstrzymał. Bądź co bądź, Fila była słodką koteczką jak na tamtejsze standardy. W XXI wieku zapewne zostałaby fanatyczką, organizującą marsze równości, względnie przemieniła się w modliszkę, którą kochałaby cała uczelnia, z mrukliwym profesorem anatomii na czele. Najdziwniejsze zaś było, iż Andrzej naprawdę ją lubił. Ania na przykład, wpędzała go w stan irytacji tymi swoimi dziwnymi fochami i eksponowaniem niezależności, każdą formę kurtuazji traktując jak zamach na swoją niezależność. Nie miał bladego pojęcia, czym sobie zasłużył na jej złość. No dobra, miał może parę grzeszków na sumieniu, ale kto normalny obraża się o drobne, żartobliwe docinki?
- Spodoba ci się w Avonlea – uśmiechnęła się Stella – Niesamowite krajobrazy, spokój, cisza…
- Masa młodych panien czekających na kawalera – mrugnęła okiem Fila.
- Oleś i Alfons – przypomniała Ania – Pewnie usychają z tęsknoty…
- Nie zwiędną przez najbliższy tydzień – zbagatelizowała panna Gordon – A nawet jeśli, to poszukam sobie nowych adoratorów – wzruszyła ramionami.
- Zdaje się, że pod ręką masz już kolejnego – przekomarzała się Stella, zezując w kierunku niewzruszonego Andrzeja.
- Jesteśmy wyłącznie przyjaciółmi – Fila wyszczerzyła zęby.
- Żeby się nie okazało tak jak z Anią i Gilbertem – palnęła panna Maynard.
- Stello! – Filipa spiorunowała nieszczęsną dziewczynę wzrokiem.
Wczesną wiosną doskonała przyjaźń Ani i Gilberta zachwiała się w posadach za sprawą oświadczyn. Wszystkie panny z Ustronia Patty współczuły przyjaciółce, niemniej jednak, trochę ją potępiały. W końcu odrzuciła swojego Pana Idealnego! Czy tego nie widziała, zaślepiona marzeniami o nierzeczywistym księciu z bajki?
Fila, wespół ze Stellą i Priscillą postanowiły pogodzić zwaśnionych, jednak cały ich plan się rozsypał na wieść o przyjęciu przez Blythe’ a pracy w redakcji „Nowin Codziennych”. Nie miały jednak pojęcia, że los sam im dopomógł, przysyłając młodzieńca do Avonlea.
- Ktoś ma ochotę na ciasto? – zapytała spokojnie Ania, całkowicie ignorując koleżanki.

*

Julia pracowicie pieliła grządki, dusząc się w sukni z długim rękawem. Pani Linde w skupieniu łuskała groch, udając całkowicie pochłoniętą tym zajęciem. W istocie, sprawowała dyskretną opiekę nad siostrą Andrzeja. Dziewczyna ostatnimi czasy bardzo się wyrobiła – praca na farmie wcale jej nie przerażała, doiła krowy, nasadzała kury, a nawet, ku zgrozie obu pań, wspinała się na dach, by oczyścić rynny. Jeśli zaś chodziło o bardziej gospodarskie sprawy, to pieczone przez nią placki rzadko kiedy nie nadawały się do spożycia, kucharzenie również szło jej coraz lepiej. Niemniej jednak, stateczna niewiasta doskonale zdawała sobie sprawę, że Julia zwyczajnie męczy się przy kuchni. Pochodziła przecież z całkiem innego świata.
- Bardzo ją polubiłam – zwierzyła się kiedyś Maryli – Będzie mi żal, kiedy nas opuści…
- Nonsens – skwitowała panna Cuthbert, zamaszystym ruchem wypruwając nitkę – Przyjaciele Ani są tu zawsze mile widziani, ale…
- Ale wolisz, jak wracają do siebie, czyż nie? – Małgorzata uśmiechnęła się dobrotliwie, zyskując tym samym pewność, iż jej współlokatorka również straciła głowę dla dziwnej przybyszki.
- Dość już się napracowałaś, moje dziecko – zakrzyknęła z werandy.
Julia westchnęła z ulgą. Dałaby wszystko za zimny prysznic. I Internet. Kiedyś dzień bez sprawdzenia skrzynki emailowej był dniem straconym. Teraz co najwyżej mogła się przejść na pocztę i z powrotem.
Pierwsze, co zrobiła, to zrzuciła niewygodne ubranie, wkładając ukochane jeansy i podkoszulek z wiele mówiącym napisem. Póki nie pokazywała się w tym ludziom, mieszkanki Zielonego Wzgórza nie miały większych obiekcji. A przynajmniej, starały się nie mieć.
Pogrzebała zapobiegawczo w kieszeniach, wyławiając z przepastnych głębin materiału prawie zużyty długopis i fioletowy błyszczyk. Długopis przełożyła do kieszonki w „żakiecie”, zaś mazidło wykorzystała natychmiast, obficie smarując wargi.
- Boże, ale jestem płytka – wymruczała do siebie – A miałam się za taką staromodną kobitkę! Teraz gotowa jestem wycałować każdego, kto podrzuciłby mi laptopa z szerokopasmowym Internetem… Co ja mówię, każdego, kto zaparzyłby dla mnie porządną siekierę we włoskim ekspresie! Andrzej, zabiję cię, wiesz? Za to, że siedzisz sobie na czterech literach w naszym mieszkaniu i zapewne ani trochę się nie martwisz! – pokrzepiona tą manifestacją targających emocji, zeszła na parter, a następnie cichaczem wymknęła z domu. Potrzebowała spaceru.
- Hej, chłopcze, co robisz na mojej ziemi?! – donośny głos Jakuba Harrisona wzbudził dreszcz w ciele Julki.
Nazwanie „chłopcem” boleśnie ugodziło siostrę Andrzeja. Owszem, nosiła spodnie. Owszem, miała ścięte krótko włosy i owszem, w niczym nie przypomniała bogini seksu. To jednak nie dawało gburowatemu sąsiadowi prawa do takiego zachowania!
- Jestem kobietą – odparła najlodowaciej jak tylko się dało.
- Kobietą? Jak mi Bóg miły! – roześmiał się mężczyzna – Większego dziwactwa jeszcze nie widziałem! I zdaje się, ubrudziłaś sobie czymś usta – spojrzał na nią uważniej.
- To błyszczyk – odparowała.
- A więc to o tobie aż huczy nasza wioska! Jak cię zwą, Panno Brudne Wargi?
- Julia. Mam na imię Julia.
- Julia… - podrapał się po brodzie – W takim razie, może wpadniesz na herbatkę? Poopowiadasz mi nowiny z wielkiego świata.
- Pan wybaczy, ale się spieszę.
- Oj, wybacz moje grubiańskie zachowanie. Złagodniałem od powrotu żony, jednak czasami wychodzi ze mnie pierwotna natura. Nie chciałem cię urazić, panienko, naprawdę.
Słowa starego farmera dziwnie ułagodziły wzburzoną dziewczynę. Ten dziwny wypadek z przeniesieniem w czasie ujawnił nowe cechy jej osobowości. Wcześniej nie bywała taka wojownicza i sarkastyczna.
- Skoro tak ładnie pan poprosił, to grzech nie skorzystać – uśmiechnęła się szczerze.

*

- Maryla nie będzie miała nic przeciwko takiemu najazdowi? – zapytał Andrzej.
- Obecność tylu ludzi dobrze jej zrobi. – odpowiedziała Ania – Zwykle brakuje jej towarzystwa. Jutro, kiedy dotrzemy na Zielone Wzgórze, pokażę ci wszystkie najpiękniejsze miejsca – dodała, przywdziewając na twarz sentymentalny uśmiech.
- Nie widziałeś jeszcze Bolingbroke i Mount Holly! – wtrąciła Fila, bardzo niezadowolona z niepomyślnego obrotu sytuacji.
Odkąd statek przybił do portu w Carmody, Ania i Andrzej pogrążeni byli w rozmowie, nie zwracając uwagi na świat dookoła. Siłą rzeczy, panna Gordon musiała skapitulować, wymieniając ze Stellą opinie na temat sukien i kapeluszy. Wiele by dała za towarzystwo Olesia i Alfonsa! Ale nie było ich, gdyż ich potrzebowała. Gdyby ich nie potrzebowała, byłoby ich za dużo.
Andrzej popatrzył na Filę nieco nieprzytomnie, po czym powrócił do rozmowy.
- Niebezpieczeństwo na froncie – wymruczała Stella – Dobrze ci radzę, zrób z tym coś, moja droga…

*

Nocą ponownie odwiedziła mroczny strych Zielonego Wzgórza. Robiła to sukcesywnie, opukując ściany fragment po fragmencie. Zero. Nic. Przejścia jak nie było, tak nie ma.
- Jak nic wywalą mnie ze studiów! – stwierdziła odkrywczo, siadając na zakurzonym kufrze.
To dziwne, że dopiero dwa tygodnie po przejściu do baśniowego świata, zdała sobie sprawę, że zawaliła ostatni egzamin. Co najgorsze, wcale jej to nie obeszło.
- Zawsze mogę zamiatać ulice, względnie zapracować się na śmierć w „Biedronce”. Rządzę – uśmiechnęła się pod nosem.
- Julia? Złaź natychmiast na dół, nieznośna dziewczyno! – ciężkie kroki pani Linde zadudniły na schodach – Chcesz podpalić cały dom tą świeczką?! Co ty tu w ogóle robisz? – zdziwiła się niepomiernie.
- Umówiłam się na wywiad z wampirem – wymruczała do siebie, a głośniej powiedziała – Z tego okna rozpościera się przepiękny widok, pani Małgorzato.
- W nocy? – odparła sceptycznie.
- Widzę wszystko przed oczyma duszy mojej – sparafrazowała poetę.
- Dobrałyście się z Anią – skwitowała – Wcale bym się nie zdziwiła, gdybyście były spokrewnione.
- Uznam to za komplement.
Pani Linde położyła dłoń na ramieniu studentki.
- Mimo wszystko, cieszę się, że tu jesteś. – uśmiechnęła się życzliwie – Dom nie jest już taki pusty…
- Kiedyś jednak będę musiała odejść.
- Nie mówmy teraz o tym – zmieniła temat – Masz może ochotę na filiżankę herbaty?
- O tej porze? – zdumiała się Julia.
- Zasady są po to, by je naginać, kochanie.
- Widzę, że szybko się pani uczy – rozpromieniła się dziewczyna.

*

Wczesnym rankiem, Julia i Tola zostały wysłane po sprawunki. Avonlea pogrążona była w sennej powolności, raz na jakiś czas drogę przecięła furmanka, względnie udająca się na plotki pani.
- Do twarzy ci w tym kapeluszu – uśmiechnęła się dziewczynka – Nowa spódnica od Maryli również niczego sobie…
- Ale z ciebie pochlebca, Tolu! Chociaż bez bicia przyznam, że jest o niebo piękniejsza od tamtej żałobnej kreacji. Brakowało mi tylko napisu „Spoczywaj w pokoju” – zażartowała.
- Strasznie podobają mi się twoje spodnie! – przyznała – Nie nadają się, co prawda, na eleganckie przyjęcia, ale muszę być wygodne, prawda?
- W moim kraju to podstawowy strój młodych panien.
- Zabierz mnie tam! – przekrzywiła zabawnie głowę.
- Ale najpierw zakupy, dobrze? Inaczej Maryla porządnie zmyje nam głowę.
Jednak tego dnia nie dane im było dokończyć sprawunków. Pani Linde stwierdziła później, iż Opatrzność zamieszała we wszystkim palce, w przeciwnym bowiem razie, historia mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej…
Wychodziły już, taszcząc rozmaite pakunki. Były lekko spóźnione, a jeszcze musiały odwiedzić dwa miejsca.
Nagle usłyszały przejmujący kobiecy krzyk, wołający o pomoc. Piramidka paczek zachwiała się w rękach Julii, po czym rozsypała po sklepowym podeście.
- Mój mąż umiera!
Wokół pary momentalnie utworzyło się przerażone zbiorowisko. Nikt jednak nie kwapił się z udzieleniem pomocy.
Zdrowy rozsądek nakazywał jej stać gdzie stoi, jednak zwyczajna, ludzka przyzwoitość stanowczo się temu sprzeciwiła, popychając dziewczynę ku cierpiącemu mężczyźnie.
- Co mu się stało?! – wydusiła ochryple, rozpychając się w tłumie.
Twarz nieznajomego była jednym wielkim morzem szkarłatu, na którym pływały sinawe plamy. Trzymająca go w objęciach kobieta łkała spazmatycznie, z trudem formułując zdanie.
- Pszczoła…
- Dlaczego tak stoicie?! – krzyknęła histerycznie Julia – Niech ktoś wezwie lekarza, natychmiast! Ten człowiek się dusi!
Nie trzeba było specjalnej wiedzy medycznej, by dostrzec powagę sytuacji. Ślad po żądle odcinał się wyraźnie na tle podniebienia. Spuchnięty język rozpychał jamę ustną w zastraszającym tempie.
Miała wrażenie, że jej mięśnie ogarnął nagły paraliż. Z głowy wyparowały wszystkie sensowne myśli, zdana więc była wyłącznie na instynkt.
Próbowała robić sztuczne oddychanie, jednak ten zabieg był z góry skazany na niepowodzenie. Obrzęk dróg oddechowych uniemożliwiał prawidłową wymianę gazową.
- Żądło zostało usunięte? – rzuciła szybko, nawet nie patrząc na zrozpaczoną kobietę. Sama była na skraju histerii, nie potrzebowała dokładać sobie zmartwień.
Nieznajoma gorliwie pokiwała głową, ściskając dłoń nieprzytomnego męża.
„Co robić?! Myśl, Julka, myśl! Co na twoim miejscu zrobiłby Andrzej?!”
Odpowiedź spłynęła na nią w jednej chwili, ktoś zrzucił jej klucz do właściwych drzwi.
Należy przeciąć czymś ostrym pół centymetra powyżej zagłębienia nad jabłkiem Adama, po czym włożyć rurkę. W ten sposób możliwe będzie dotarcie powietrza do płuc.
Czy mogła zrobić coś tak okropnego, w dodatku, całkiem bez przygotowania? A co, jeśli zamiast uratować temu człowiekowi życie, dobije go ostatecznie? Nie, to głupie – przecież bez pomocy umrze i tak…
- Potrzebny mi nóż – jej własny głos docierał do niej z oddalenia. Zupełnie, jakby to nie ona zmagała się teraz z życiem i śmiercią – Ogłuchliście, czy co?! – wrzasnęła.
Wśród ludzi poniósł się dziwny pomruk, jednak adrenalina robiła swoje, nie dopuszczając do lekarki z przypadku żadnych przesłanek ze świata zewnętrznego.
Ostre narzędzie zostało dostarczone po kilku długich jak godzina sekundach.
„Pół centymetra powyżej zagłębienia nad jabłkiem Adama… Pół centymetra powyżej…”
Zimny metal gładko przeciął płat skóry. Z rany wypłynęła strużka czerwonej krwi, plamiąc trzęsące dłonie dziewczyny.
„Rurka! Miły Boże, skąd ja wytrzasnę rurkę?! Zaraz, zaraz! W kieszeni mam przecież długopis!”
Sama nie mogła go jednak wydobyć, potrzebowała pomocy osłupiałej Toli, stojącej koło niej z przerażoną miną. Julia pewnym głosem wydała polecenie, które dziewczynka bez wahania wypełniła.
„Boże przebacz, jak coś spartolę!”– jęknęła w duchu.
Mężczyzna poruszył się nieznacznie, wydając z siebie charczący odgłos. Odrętwiała Julia raz za razem splatała zakrwawione dłonie. Pierwszy szok minął, chłodne opanowanie zastąpiła histeria. Studentka trzęsła się jak w febrze, milimetr po milimetrze odsuwając od chorego. Powinna zacząć masaż serca lub coś w ten deseń, ale nie potrafiła. Po prostu patrzyła.
Ktoś delikatnie wyprowadził ją z kręgu, sadzając na uboczu. O ile zdawała sobie ze wszystkiego sprawę, akcja ratownicza trwała nadal. Ile czasu minęło? Minuta? Pięć? Kwadrans? A może godzina?
Ilekroć spojrzała na swoje dłonie, nachodziła ją chęć zmycia z nich wszelkich śladów. Niczym targana wyrzutami sumienia Lady Makbet chciała się ich pozbyć, a jednocześnie nie potrafiła.
Oddychała płytko, urywanie. Miała wrażenie, że to nie ten dziwny człowiek został użądlony, lecz ona sama. Strach paraliżował wszelkie zmysły Julii. Absurdalna myśl o szumie wiatru w koronach drzew przemknęła przez jej głowę.
Ktoś przy niej usiadł, coś mówił. Nie potrafiła rozróżnić słów, może nawet były w innym języku?
„Zagubiona, mała dziewczynko, coś ty narobiła? Marzyła ci się zabawa w Boga, to masz co chciałaś. Ale widzisz, Stwórca nie gra w Simsy…” - podszepnęła jej podświadomość.
Emocje wzięły nad Julią górę, po prostu musiała poszukać schronienia, poczuć się znowu jak u mamy. To do niej zawsze szła, gdy miała zmartwienie.
Nie zważając na to, kogo przyszło jej ściskać, rzuciła się towarzyszowi na szyję, wyrzucając z siebie urywane zdania o własnej głupocie.
- Ja… naprawdę nie chciałam… zabić! – powtarzała histerycznie, jakby chciała samą siebie do tego przekonać – Nóż… rurka…! – brakowało jeszcze zdania o wypalaniu puszczy amazońskiej i dziurze ozonowej.
Żadne rozsądne argumenty do niej nie trafiały.
- Posłuchaj mnie w końcu, dziewczyno! Uratowałaś tego człowieka! – męski głos, przebijający się ponad jej własny zakończył akcję samoudręczenia.
Julia zamrugała szybko powiekami, wpatrując się w rozmówcę z rosnącym zażenowaniem. Tego się mogła spodziewać – Gilberta i jego wspaniałego wyczucia czasu. Oczywiście, musiała zrobić z siebie totalną idiotkę po raz drugi – najpierw ta akcja na pomoście, teraz to… Zaczynała poważnie podejrzewać, że Ktoś na Górze znajduje szczególne upodobanie w dręczeniu jej skromnej osoby, zaśmiewając się z jej przygód do łez.
- Doskonale sobie poradziłaś – uśmiechnął się – Lekarz nie zdążyłby na czas.
- Ale ja… rozpłatałam mu gardło… - wymamrotała – I okrzyczałam tę biedną kobietę… - plątała się w odpowiedziach.
- Zdaje się, że ta kobieta już ci wybaczyła. Powiedz mi, skąd wiedziałaś, co robić?
- Och, to nic takiego, jak się ma brata lekarza – zarumieniła się – Przed kolejnymi zaliczeniami często go odpytywałam. Nie spodziewałam się, że cokolwiek z tego pamiętam. To był… impuls.
Kolejnym impulsem do powrotu na ziemię był stłumiony chichot grupki dzieciaków, popatrujących z ukosa na Julię i Gilberta. Zaiste, musieli przezabawnie wyglądać! Upaprana krwią Julka, ściskająca Gilberta za szyję niczym szurnięta fanka ukochanego idola! Dopiero teraz dostrzegła, jak Jonathan Crombie jest podobny do swojego literackiego pierwowzoru…
Nadal jednak tkwiła w jego objęciach, co zaczynało się robić niezręczne…
- Chyba… muszę już iść! – nagle ją olśniło – Maryla obedrze mnie żywcem ze skóry za spóźnienie! Do widzenia! Dziękuję za pomoc! Wesołego Alleluja! – zakończyła bezmyślnie.
- Poczekaj! Może odprowadzę cię…?! – zakrzyknął za nią, jednak Julia tylko pomachała mu dłonią.
- Niezwykła, szalona dziewczyna – Gilbert uśmiechnął się pod nosem – Nie można jednak odmówić jej uroku.
*

CDN...

A teraz czekam na baty Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Martynka
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Kocia Chatka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:13, 10 Sie 2009    Temat postu:

Batów nie będzie Wink Odcinek jest świetny! Akcja ratunkowa - niesamowita i opisana tak realistycznie... I wszyscy bohaterowie tacy sympatyczni!

W pierwszej części tego rozdziału udało Ci się rozbawić mnie prawie do łez. Wpadłam w interesujący ciąg skojarzeń imieniowo-osobowo-rzeczywistych Laughing Ania Paulina chyba wie, o co mi chodzi Smile

Rillo, ogromnie dziękuję za dedykację - i proszę grzecznie o dalszy ciąg...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sissi
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Crystal Cottage ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:46, 10 Sie 2009    Temat postu:

Wow- Rillo, kochana moja- CUDOWNIE Wink

Po pierwsze, dziękuję i za dedykację i za to, ze opowiadanie wciąż jest utrzymane w tym samym, doskonałym- nieco humorystycznym stylu Smile
W dodatku ten cały dramatyzm.... Wspaniale się spisałaś xD

W tym odcinku, przede wszystkim byłam zaślepiona- jak zwykle Andrzejem- to co mówił mu niegdyś jego ojciec, było przezabawne. Później- moją uwagę przykuła pani Linde, no i jak pewnie się domyślasz GILBERT.

Cudownie- scena z nim i z Julką była fenomenalna- uwierz, wiem co mówię.

Zaś co do Julki- tej dziewczyny nie da się nie pokochać- w dodatku tym razem jej rola w odcinku była zupełnie inna- a i tak doskonale się w niej odnalazła xD

Kocham LiM i uwielbiam Cię za to, ze ciągle pracujesz nad tym opowiadaniem :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rilla
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Złoty Brzeg
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:49, 10 Sie 2009    Temat postu:

Dziewczęta, przez Was można popaść w samozachwyt, naprawdę Laughing Sprawiacie, że unoszę się kilka metrów nad ziemią, przecząc prawom grawitacji! Very Happy
Bardzo Wam dziękuję ze miłe komentarze!

Kolejna część już się pisze!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marigold
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:50, 10 Sie 2009    Temat postu:

Dziękuję, Rillo, za dedykację! Smile Całe szczęście, że nie doszło do skalpowania... Very Happy

Rany, ja nie wierzę! Ta akcja ratownicza była genialna! Świetne, Rilla, świetne! Ocinek przezabwny jak zwykle <lol>

Oj, mącisz, kobieto, mącisz Wink Już nie moge się doczekać, jak potoczą się losy tych postaci, któym tak bardzo nakręciłaś w życiorysie Very Happy Geniusz!

Kocham LiMa!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lisa_56
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 1420
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wichrowe Wzgórza
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:26, 10 Sie 2009    Temat postu:

Cudowne, boskie, nic dodać nic ująć ! I tak akcja ratownicza i Gilbert ! Super !!! Więcej, więcej ! Smile A i dziękuję za dedykację Mr. Green

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patt
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 604
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:40, 11 Sie 2009    Temat postu:

Dziewczyno genialne! Bardzo osobliwe to twoje opwiadanie. Takie inne,pełne świeżości. Żeby tak moje pisadło było na tak wysokim poziomie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rilla
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 1673
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Złoty Brzeg
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:27, 19 Sie 2009    Temat postu:

Dziękuję serdecznie za wszystkie ciepłe komentarze. Naprawdę wiele dla mnie znaczą...


Odcinek w całości dedykowany Marigold i Martynce. Za to, że są i mają siłę, by czytać te wypociny. Bardzo Wam dziękuję. :*:*


*

- Nie mogę wrócić z tobą do domu.
- A to dlaczego? – zdumiała się Tola.
- Popatrz na mnie – wyglądam jak rzeźnik – paranoik! Kiedy Maryla, albo, nie daj Boże, pani Linde mnie tak zobaczy, to od razu wysnuje daleko idące wnioski.
- Ja rozumiem, że jesteś w szoku, Julka, ale obejdzie się bez ceregieli. Już wystarczająco dałaś ludziom do myślenia po tej scenie z Gilbertem – roześmiała się.
- Czasami mam wrażenie, że bycie naczelnym pośmiewiskiem to moja karma. Naprawdę nie chciałam rzucać się mu na szyję!
- Oczywiście, oczywiście – przytaknęła dziewczynka. Miała przy tym minę, jakby studentka była wyjątkowo upierdliwym przypadkiem kliniki psychiatrycznej.
- Nie mam siły z tobą dyskutować – poddała się Julia – Potrzebuję kilku chwil dla siebie. Wracaj na Zielone Wzgórze, ja tymczasem utnę sobie relaksacyjną przechadzkę nad jezioro.
Relaksacyjna przechadzka nad jezioro skończyła się tak szybko, jak zaczęła. Julia zdołała przemaszerować zaledwie kilka metrów, kiedy zza zakrętu wyłonił się rozpędzony powóz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby na koźle nie siedział Andrzej!
- Wspaniale, moja schizofrenia się rozwija – dziewczyna przetarła ze zdumieniem oczy.
Gdyby to był samochód, niechybnie zatrzymałby się z piskiem opon. Jako, że był to powóz, zatrzymał się gwałtownie, dodatkowo wzbijając tumany kurzu.
- Julka?! – przez mgłę szarawego pyłu przedarł się głos przyszłego lekarza – Co ty tu, u licha robisz?! I dlaczego wyglądasz jak kochanica rzeźnika? – złapał siostrę za ramiona.
- Niespodzianka, bracie! – odparła z niesmakiem, kiedy kurz powrócił na swoje miejsce – Właśnie przegapiłeś życiową szansę spektakularnego sukcesu.
- Co masz na myśli?
W telegraficznym skrócie przedstawiła studentowi przebieg wydarzeń.
- Ja cię kręcę, zrobiłaś temu gościowi tracheotomię?! Ale z ciebie hardkorowiec, mała! – roześmiał się – Prędzej bym powiedział, że uciekniesz z miejsca wypadku, wrzeszcząc ile sił w płucach.
Posłała mu poirytowane spojrzenie.
- Wsiadaj, madame – otworzył przed nią drzwiczki powozu.
- Nigdy w życiu – zaparła się Julka.
- Bez obaw, nikt nie dybie na twoją cnotę, o pani. – wyszczerzył zęby.
- Matko, co ci się stało? Przegięło cię w drugą stronę?
- Zgubny wpływ legend arturiańskich i romantyzmu Ani Shirley – wyjaśnił – Właź, kobieto. Nie zjedzą cię.
Rudowłosa panienka uniosła ciut wyżej brodę, wyraźnie wzburzona. Jednak w jej oczach pojawił się wesoły chochlik. Filipa roześmiała się szczerze, zaś Stella uczyniła zapraszający gest dłonią.
- No, kochany, po tym wszystkim Łucja* jak nic cię zabije – zawyrokowała Julka, pakując do powozu całe swoje targowisko próżności.

*

Kwadrans później, rozchichotane towarzystwo, wkroczyło w glorii i chwale na Zielone Wzgórze. O ile jeszcze Maryla i pani Linde mogły znieść towarzystwo dziewcząt, tak męskie stanowiło potencjalne zagrożenie dla młodych panien. Ku rozpaczy Filipy, Andrzej został zesłany na stancję do państwa Harrison, zyskując wszakże prawo odwiedzin. Nie pomogły wstawiennicze litanie i prośby, koronny argument pokrewieństwa z Julią także został odrzucony.
- A tak w ogóle, to co ci się stało, moje dziecko? – Małgorzata zmierzyła dziewczynę wzrokiem.
- Tak właściwie, to ja musiałam… - zaczęła, gotowa udzielić wyczerpujących wyjaśnień.
- No słowo daję, poszłaś tylko po sprawunki, a wróciłaś taka potargana! – załamała ręce.
Julka podziękowała w duchu Niebiosom za wybiórczą ślepotę pani Linde. Ale cóż, nie od dzisiaj wiadomo, że zrobienie z siebie idiotki nie pozostawia śladów na skórze. Całe szczęście.
- Muszę wrócić na studia, Andrzej! – wrzasnęła z całą siłą, kiedy udało im się wygospodarować chwilę sam na sam.
- Naprawdę jesteś szurnięta – skwitował – Dostałaś się do sielskiej wioski, jesteś tu lubiana i szanowana, poza tym, możesz odmienić przyszłość, a ty chcesz wracać! Zrozum wreszcie, że życie człowieka nie kończy się na zdobywaniu wyższego wykształcenia!
- Tylko na cmentarzu – odparowała obdarzona wisielczym humorem studentka – Słuchaj, a nie przyszło ci jeszcze do głowy, że możemy się znajdować w jednym, wielkim psychiatryku?
- Nie. – rzucił z godnością młodzieniec.
- Ciekawe, dlaczego – odparła zgryźliwie.
- Ponieważ w psychiatryku, drogie dziecko, przynajmniej personel jest normalny.
- Ty sobie ze mnie jaja robisz! – zezłościło się „drogie dziecko”.
- Jakżebym śmiał, o pani – zrobił elegancki gest dłonią, po czym najzwyczajniej w świecie odszedł.

*

Julka nie mogła dłużej narzekać na nudę. Od chwili powrotu Ani posypał się grad rozmaitych zaproszeń na ogniska, wieczorki literackie i najzwyklejsze potańcówki. Oczywiście, panna Shirley i jej świta nie przepuścili żadnej okazji do rozrywki. Za wyjątkiem Julki, która w takich przypadkach notorycznie stawała okoniem.
- Andrzej, powiedz jej coś! – jęknęła Fila, spoglądając prosząco w stronę chłopaka.
- Obawiam się, że jest niereformowalna – odparł zapytany, spokojnie sącząc herbatę.
Przemiana na wskroś współczesnego studenta medycyny zrobiła na wszystkich piorunujące wrażenie. Julka zaczynała bardzo poważnie podejrzewać, iż jej brat postawił sobie za cel uwiedzenie wszystkich panien w okolicy. W końcu mało która oparłaby się przepastnemu, pełnemu czułości spojrzeniu i rycerskim manierom. Jednym słowem – wyśniony ideał Ani Shirley zstąpił w końcu z Olimpu, wpadając na podwieczorek.
- Jeszcze jedna odmowa, a ludzie pomyślą, że cię więzimy – wtrąciła rudowłosa – Poza tym, chciałam cię zapoznać z moją Bratnią Duszą – uśmiechnęła się.
- Gilberta przecież już znam – wypaliła Julka – Aaaa, to nie jego miałaś na myśli? – zawstydziła się.
Jej mała, osobista paranoja związana z młodym Blythe’em przybierała niepokojące rozmiary. Ostatniej nocy na przykład, śniła o ślubie w romantycznej scenerii, z Gilbertem w charakterze pana młodego. Po wyjściu z kościoła, weselnicy obsypywali ich ryżem na szczęście – dlaczego w takim razie, ona oberwała w głowę starym butem, po czym obudziła się z siniakiem na czole? Jak widać, zyskała dowód na potwierdzenie tezy, iż sny rodzą rzeczywistość.
I jeszcze jedno – Julka nie zadurzyła się w przyszłym mężu Ani Shirley. Co to, to nie.
- Diana Barry, sieroto! – szepnął w jej stronę Andrzej.
- Proszę mnie nie obrażać – wcięła się Ania, odzyskawszy rezon.
- Dom wariatów – podsumowała Stella.
- Skoro już wszystko zostało ustalone, to chyba możemy wychodzić? – Fila uśmiechnęła się figlarnie.

*

Wiedziała już, że jej brat nie zamierza współpracować w ambitnym dziele połączenia zakochanych. Czyżby tylko ona poczuwała się do takiego obowiązku? W końcu wkroczyli w książkę, nie powinno ich tu być! Wszystko poszło nie tak – Fila wdzięczyła się do Andrzeja, Andrzej usiłował przekonać do siebie Anię, zaś Julka mogła tylko na wszystko patrzeć i gotować się z wściekłości, gdyż o wtajemniczaniu kogokolwiek w ten sen wariata nie mogło być mowy.
Takie to myśli towarzyszyły studentce podczas jej pierwszego avonlejskiego przyjęcia, gdy udawała zainteresowaną przemową Karola Sloane’a. Młody chłopak doczepił się do Julki, znajdując w niej wdzięcznego, bo całkowicie niemego, słuchacza. Karol wzbijał się więc na wyżyny swej inteligencji i dowcipu, ignorując pełne politowania spojrzenia Józi Pye i reszty towarzystwa.
Zapatrzona gdzieś ponad tłumem Julka znajdowała się w całkiem innym wymiarze mało romantycznego XXI wieku. Tęskniła za dawnym życiem, domem, a nawet masochistycznymi studiami. Za głupimi żartami Piotrka, kłótniami z Łucją, korkiem ulicznym…
Zabawne, że dopiero teraz pomyślała o swoim chłopaku. Zakochali się w sobie jeszcze w liceum, mieli tyle fajnych wspomnień, podobnych planów na przyszłość… Odkąd przeniosła się do Avonlea nie poświęciła mu ani jednej myśli, zupełnie, jakby nigdy nie istniał.
Zamiast tego, ratowała ugryzionych przez pszczoły i rzucała się na szyję nieznajomym. No dobrze, może nie do końca nieznajomym. De facto, Gilberta poznała wcześniej niż Piotrka, na kartach ukochanej powieści. Więc wszystko powinno być w porządku. Ale nie było.
- Czy jedna randka w ogóle się liczy jako związek? – wypaliła nieświadomie.
Karol osłupiał, przerywając w połowie swój wywód. Julka nie czekała aż na nowo podejmie wątek; podniosła się z szelestem spódnic, uśmiechając się wdzięcznie.
- Byłbyś tak miły i przyniósł mi odrobinę ponczu? – spławiła go gładko – Wprost konam z pragnienia!
Dla lepszego efektu, złapała się dramatycznie za serce.
Sloane, poruszony tak palącą potrzebą swojej rozmówczyni, gotów był poruszyć niebo i ziemię, by spełnić powierzone mu przez Julkę zadanie.
- „W oddalonej stąd krainie jadowity potwór słynie, najmężniejszym trwogą bywa – krokodylem się nazywa. Niech go schwyci i przystawi, moje oko nim zabawi; bom ciekawa jest nad miarę widzieć żywą tę poczwarę. To jest wolą niewzruszoną. A kto spełni, co ja każę, ten powiedzie przed ołtarze, tego tylko będę żoną” – zacytowała z uśmiechem.
Ostatecznie, Karol Sloane i Papkin mieli ze sobą wiele wspólnego…
- No proszę, a więc moja siostra jednak skrywa romantyczną duszę – obok Julki wyrósł Andrzej – Coś ty zrobiła temu biedakowi? Miota się po ogrodzie jak oszalały z miłości głupek.
- „Bo ja rzadko kiedy myślę, alem za to chyża w dziele”** – wystawiła chłopakowi język – Nie mam teraz czasu, muszę jak najszybciej połączyć Anię i Gilberta.
- I zamierzasz dokonać tego dzisiaj? – roześmiał się – Żebyś tylko sama się nie zakochała.
- „Przysięgam na kobiety stałość niewzruszoną, nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną”
- Akurat! – zakpił – Musiałbym totalnie nie znać twojej pokręconej psychiki, siostrzyczko. O ile się nie mylę, już się zadurzyłaś. Wpadłaś po uszy, mała. Widzę to w twoich oczętach.
- „O, wy mężczyźni! Piekło was zrodziło! Że nie ma kraju, gdzie by was nie było!”*** – wywróciła oczami – Dobrze ci radzę, niewdzięczniku, albo znikniesz mi z oczu, albo poleje się krew. Możesz zabrać ze sobą Karola, nie znoszę, jak ktoś łazi, uczepiony mojej spódnicy, nie pozwalając mi działać.
- O nie, kochana, ja umywam od wszystkiego ręce – odmówił gwałtownie – Chcesz namieszać jeszcze bardziej? Proszę bardzo, droga wolna! Ale mnie w te machinacje nie włączaj. Bądź co bądź, to są ludzie z krwi i kości, a nie postacie z twojej wyobraźni. Ich uczuciami nie wolno ci igrać. – twarz studenta medycyny wyrażała zaciętość i jakby… groźbę? Przez chwilę, Julka była autentycznie przerażona.
- To żadna gra – odparowała – Czy ja wymyśliłam parę Ania – Gilbert? Nie. Zrobiła to Maud Montgomery. Ja tylko jej pomagam.
- A może ona wcale tego nie chce?
- Do jasnego papilota, Andrzej! – zdenerwowała się – Mówimy o pisarce, która od wielu lat nie żyje, a tobie się na jakieś filozoficzne rozważania zebrało! Mam gdzieś twoje zdanie na ten temat. Ja wiem, że robię dobrze.
- Doskonale! Życzę miłej zabawy! – burknął urażony niczym niedźwiedź – Tylko nie płacz mi potem, że gdzieś po drodze złamano kilka serc.
- Moi kochani! Taka piękna pogoda, a wy tu o łamaniu serc? – do rodzeństwa dołączyła Fila, cała w skowronkach – Znam o niebo przyjemniejsze tematy! Zresztą, jeden z nich zamierzałam ci właśnie zaprezentować, Andrzeju – położyła mu dłoń na ramieniu.
Julka pacnęła się w czoło, dumając nad ślepotą brata. Panna Gordon wyraźnie go adorowała, a on niczego nie zauważał. Jakie to typowe dla mężczyzny!
- Bawcie się dobrze, nie przeszkadzam – wymamrotała studentka, po czym ruszyła przed siebie.
- Co jej się stało? – zatroskała się dziewczyna – Nie wygląda za dobrze…
- Kobieca przypadłość – westchnął młodzieniec – A o czym to chciałaś porozmawiać? – uśmiechnął się.
- Nie słyszysz? – zdumiona Fila zarzuciła mu ręce na szyję – Gra muzyka. Najwyższy czas, byś poprosił mnie do tańca…

*

Julka zajęła strategiczną pozycję przy wielkiej sośnie, mając doskonały
ogląd na całe towarzystwo. Bardzo szybko wypatrzyła w tłumie Anię – rudowłosa zajęta była rozmową z Dianą, najwyraźniej się sobie z czegoś zwierzały, wskazywał na to zarumieniony profil dziewczyny. Miała więc całkowitą pewność, iż wychowanka Maryli nie ruszy się stamtąd przez najbliższy kwadrans.
Doskonale, teraz musiała tylko znaleźć Gilberta. O ile w ogóle przybył na zabawę. Gdzie też on mógł być?
W dodatku, musiała mieć oczy dookoła głowy, by przypadkiem nie wpaść znowu na Karola Sloane’a. Julka nie znosiła nachalnych chłopaków jak zarazy. Może też dlatego kłóciła się z Piotrkiem na śmierć i życie, zanim ostatecznie zgodziła się na spotkanie. Gdyby tego nie zrobiła, zamęczyłby ją na amen.
Instynkt podpowiedział studentce, by schowała się za sosnę, co też bez namysłu uczyniła. W samą porę, gdyż sekundę później, zza rogu wyskoczył irytujący diabełek z pudełka, trzymając w dłoniach filiżankę ponczu.
Serce waliło Julce jak oszalałe, kiedy przemykała się skrótami na tyły ogrodu. Gdyby zwracała większą uwagę na to, co się wokół niej dzieje, to z pewnością obrałaby inną drogę, a tak wpadła prosto pod nogi Gilberta i towarzyszącej mu kobiety. Odkąd przeniosła się w czasie, dawny idealny zmysł równowagi zwinął się w kłębek i zakwilił z rozpaczy.
Niezbyt ostrożna, będąca w ciągłym ruchu studentka anglistyki, co rusz się o coś potykała, względnie lądowała na czterech literach w najbardziej obciachowych momentach. Tym razem, o mało nie skręciła sobie kostki, źle ustawiając stopę na miękkim, trawiastym podłożu.
W jednej chwili, wszystkie myśli wyparowały jej z głowy, a osławiona elokwencja udała się na przerwę na kawę.
- Cóż, liczę na to, że kiedyś spotkamy się na stojąco – wypaliła, podnosząc się z ziemi. Odruchowo poprawiła zmierzwione włosy i otrzepała suknię.
- Julio, poznaj Krystynę – odpowiedział na to Gilbert, z trudem hamując szeroki uśmiech. Czasami ta cudzoziemka okropnie przypominała Anię. – Krystyno, to jest właśnie ta dziewczyna, o której ci wspomniałem.
- Wspomniałeś? Kochana, cała wieś o tobie mówi! – wtrąciła panna Stuart – Twoja akcja ratownicza została przeprowadzona brawurowo! Powiedz mi, skąd u ciebie tyle zimnej krwi? Zamierzasz może zostać lekarką? – uniosła jedną brew ciut wyżej.
- Bynajmniej – odzyskała rezon Julia – Przy odrobinie szczęścia zostanę tłumaczką. Względnie pisarką.
- Pisarką? Chcesz powiedzieć, że publikujesz?
- Na razie na niewielką skalę. To książka dla dzieci, o przygodach dwóch chłopców, Mateuszka i Freda.****
- Cudownie! Jesteś więc szalenie wszechstronną osobą. – Krystyna straciła zainteresowanie Julią, opędzając się od niej jak od wyjątkowo upierdliwej muchy – Wybacz, ale musimy wrócić do naszego towarzystwa. Mam nadzieję, że nie będziesz nam miała tego za złe? – uśmiechnęła się nieszczerze.
- Bynajmniej – odparła z całą godnością, na jaką było ją stać – I tak wybierałam się do domu.
- Zapewne, by tworzyć kolejne nieśmiertelne dzieło? – wbiła szpilę – W takim razie, prawdziwą zbrodnią jest zatrzymywanie cię tu dłużej. Do widzenia, Julio.
Za nic nie chciała się przed sobą do tego przyznać, jednak fakt, iż Gilbert nie zareagował na tę jawną gryzącą ironię w głosie swojej towarzyszki, nieco ją zdenerwował. Czego się w końcu miała spodziewać? Że stanie w jej obronie i niczym rycerz zabije smoka? I dlaczego w ogóle o tym pomyślała? Miała przecież swojego Piotrka, na nim powinna poprzestać. Ten facet należy do Ani Shirley.
„Boże, czy ja naprawdę zwariowałam? Andrzej miałby rację? Czy pociąg fizyczny jest równy miłości? Matko, jaki pociąg fizyczny?! Sama siebie zadziwiam! Te avonlejskie powietrze wybitnie źle na mnie działa. Muszę jak najszybciej wrócić do domu, albo zamkną mnie w miłym domu bez klamek. O ile już w nim nie jestem”

*

- Azaliż, waćpanna, nie gniewasz się?
- A zaliż ten talerz i…
- Tylko bez kolokwializmów, siostrzyczko. – przestrzegł ją.
- I zamknij buzię, bo ci muchy wlecą – uśmiechnęła się szatańsko, po czym dodała – O cny rycerzu.
Wszystko szło nie tak. Krystyna porwała gdzieś Gilberta, zaś Ania nie opuszczała Andrzeja, który teraz usiłował na nowo wkraść się w łaski urażonej do głębi siostry. Jedynym plusem był niezbity fakt, że Karol Sloane zaginął w akcji.
- Długo się jeszcze będziesz boczyć?
- Do końca świata i o jeden dzień dłużej – padła niewzruszona odpowiedź.
- Wiesz co, Julka? Sądzę, że myliliśmy się co do Ani. W rzeczywistości, jest całkiem inna niż na kartach powieści.
- Co ty nie powiesz! Ja nic takiego nie zaobserwowałam!
- Bo traktujesz ją bardzo powierzchownie. Zamieniłaś z nią kilka słów, resztę dopowiedziałaś sobie sama… Myślisz, że to kompletny obrazek? Że to właśnie jest „prawdziwa” Ania?
- Nie wiem i nie interesuje mnie to. Mam dość tej sielskiej wioski, czczących etykietę ludzi i bycia na cenzurowanym. Chcę wrócić do domu. Jak najszybciej. Dlatego proszę cię o pomoc. Nie przyszło ci do głowy, że taką misję mamy wypełnić? Że tylko to nas tutaj trzyma?
Andrzej westchnął przeciągle.
- Podzielam wrażenie, iż nie znaleźliśmy się w tych czasach bez przyczyny. Może tego właśnie potrzebowaliśmy? Może musieliśmy się stać częścią tej historii i odmienić losy tych osób i nasze własne? – powiódł wzrokiem po zgromadzonych.
- Cóż, w takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak się rozdzielić, Andrzej. Rób, co uważasz za stosowne, ale nie wchodź mi w paradę. Nie zawaham się użyć najostrzejszych środków przymusu bezpośredniego, by doprowadzić do ślubu tej dwójki.
- A gdybym, oczywiście czysto hipotetycznie, zakochał się w Ani? – wypalił.
- Miałbyś prawdziwego pecha, musząc żyć bez niej.
- Jesteś okrutna.
- Możliwe. Ale ty jej przecież nie kochasz, prawda? To była wyłącznie hipoteza? – zmarszczyła brew.
Andrzej wbił wzrok w filiżankę herbaty.
- Nie. Nie kocham jej. – głos przyszłego lekarza zabrzmiał nienaturalnie twardo.
Podniósł się z ławki, robiąc kilka szybkich kroków w kierunku suto zastawionego stołu. Julka raptownie poczuła wyrzuty sumienia. Niby wszystko było już w porządku, a z drugiej strony… Prawdopodobnie, jej ośli upór sprawił, że straciła zarazem brata i najlepszego przyjaciela. Duma nie pozwoliła dziewczynie na przeprosiny. Zresztą, nie widziała sensu w przepraszaniu za dobre chęci.
Miała w końcu rację.

*

Andrzej nie odezwał się do Julki przez następne dwie godziny, ignorując siostrę z uporem godnym większej sprawy. Rozżalona na cały świat studentka doskonale udawała obojętność. Wzięła się w garść, malutki neonik z napisem „Do domu!” przyzywał ją coraz głośniej.
Ostatecznie, pogodziła się z myślą, że ze swatania na przyjęciu nici. Błąkała się bezcelowo po zabudowaniach należących do państwa Barry. Uwijająca się w pocie czoła służba nie wydawała się zdziwiona widokiem Julki, wiele już słyszeli o tej dziwnej młodej pannie, znajdującej szczególne upodobanie w niestosownym stroju i pracach polowych. Woleli jednakże nie wiedzieć, co robiła w stajni podczas tańców. Tak było bezpieczniej.
Julkę od dziecka fascynowały konie. Szczególnie te kare, przywodziły bowiem na myśl pysznego rumaka jej dziadka. Apollo był już dość stary, gdy po raz pierwszy na niego wsiadała. Cudem przeżył wojnę, ratując swego pana, oficera pułku ułanów, od niechybnej śmierci. Od tamtej pory, starszy pan nie dawał nikomu go ujeżdżać i sam dbał o potrzeby swojego ulubieńca. Dlaczego więc pozwolił na to Julce? Zapewne dlatego, iż ukochanej wnuczce się nie odmawia. Nawet wyprawy na księżyc.
Studentka pogładziła ciemny łeb zwierzęcia. Koń wydął chrapy, zbliżając głowę do policzka dziewczyny.
- Witaj, Apollo – uśmiechnęła się Julka – Przydałby ci się odpowiedzialniejszy opiekun, ten obecny nie dba należycie o twoją piękną grzywę. Taki widok dobiłby ostatecznie dziadka Stefana… - perorowała dalej, nie spuszczając ze zwierzęcia pełnego uwielbienia wzroku – Dałbyś się dosiąść?
Domniemany Apollo zastrzygł uszami.
- Uznam to za tak – zdecydowała.
Sama przygotowała wierzchowca. Nie robiła tego od ośmiu lat, jednak pewnych rzeczy nigdy się nie zapomina.
Zwinnie wskoczyła na siodło, poklepując konia po ciemnej szyi. I w tym miejscu, opowieść mogłaby się zakończyć. Los zdecydował inaczej, stawiając na drodze studentki pewnego chłopca.
Tadzio Keith, znudzony „odbębnianiem” zasłużonej kary, wymknął się z pokoju z zamiarem podokuczania Minnie May Barry, z którą ostatnio miał na pieńku. Ktoś jednak spłatał chłopcu figla, wysyłając dziewczynkę na herbatkę do pastorowej. Rozżalony Tadzio postanowił wrócić do domu, odwiedzając uprzednio stajnię Barry’ch. Po Avonlea już od tygodnia chodziły o wieści o wspaniałym, nowym rumaku gospodarzy Sosnowego Wzgórza, postanowił więc wykorzystać okazję i przyjrzeć mu się z bliska, korzystając z zaaferowania zajętych przyjęciem dorosłych.
Konie nigdy nie były zbytnimi przyjaciółmi małego urwisa. Duża w tym była zasługa samego Tadzia, eksperymentującego ze wszystkim, co się ruszało. Zbytnia ciekawość dzieciaka przyprawiała o zawroty głowy Marylę i budziła zgrozę pani Linde.
Wszystko wynagradzała Tadziowi adrenalina, którą czuł podczas niebezpiecznych eskapad. To ona dawała mu siłę do przetrzymywania kar i planowania nowych ekscesów.
Widząc Julkę, tak łagodnie przemawiającą do ogiera, grzechem byłoby nie skorzystanie z okazji. Oczywiście, chłopiec chciał dziewczynę wyłącznie nastraszyć, a nie narażać ją na niebezpieczeństwo.
Jakże zabawną minę będzie miała, kiedy spłoszy konia!
Niewiele myśląc, załadował procę i strzelił prosto w zad zwierzęcia. Z miejsca, w którym się znajdował, nie mógł zobaczyć, że Julka siedziała wtedy na wierzchowcu…
Koń zarżał nerwowo, podrywając się do biegu. Zdumiona i ze wszech miar zdezorientowana studentka, instynktownie ścisnęła mocniej lejce, ratując się tym samym od wysadzenia z siodła.
Zwierzę pomknęło jak strzała przez błonia, przeskoczyło płot, nieuchronnie zbliżając się do miejsca przyjęcia.
- Prrr! Prrr! – krzyczała Julka, ściskając Apolla za szyję – Matko, jak się go wyłącza?! – wrzasnęła, przemykając tuż obok pogrążonego w rozmowie z Anią Andrzeja.
Rudowłosa oraz jej rozmówca, momentalnie popędzili za Julką i koniem, to samo zrobił Gilbert, uwalniając się jednocześnie od towarzystwa Krystyny. Reszta zgromadzonych osłupiała wpatrywała się w punkt, gdzie zniknęła nowa mieszkanka Zielonego Wzgórza wraz z nabytkiem gospodarzy. Po kilku długich jak wieczność minutach, powrócili do dawnych zajęć, jakby nic się nie stało, traktując całą akcję jako wywołane upałem przywidzenie.
Koń pędził coraz szybciej. Julka zamknęła oczy, modląc się o cud. Apollo usłuchał. Zatrzymał się tuż nad brzegiem sporej, błotnistej kałuży. Siostra Andrzeja nie miała tyle szczęścia, lądując dokładnie w jej zawartości, szczęśliwie, bez połamanych rąk i nóg. Ucierpiała wyłącznie sukienka i miłość własna.
Sama nie wierzyła w swoje szczęście.
- A jednak, Fortuna sprzyja odważnym – mruknęła, otrzepując się z lepkiej mazi.
Ślepia Apolla wpatrywały się w Julkę z rosnącą sympatią, niewspółmierną do jego winy.
- Nie odzywam się do ciebie – zapowiedziała, chwytając konia za uzdę.
Ostatecznie, jedynym świadkiem tego incydentu pozostał Andrzej, który jako jedyny podążył we właściwym kierunku, Ania i Gilbert przeczesywali wschodnią część gościńca.
- Teraz jesteśmy kwita, siostro – otarł chusteczką umorusaną twarz dziewczyny – Wracaj na Zielone Wzgórze, ja zaprowadzę konia do stajni.
- Tylko nie wbij sobie do głowy, że jesteś rycerzem w lśniącej zbroi – burknęła – Poczekam na ciebie na zakręcie.
Gdyby ktoś zdradził Julce zakończenie przygody z koniem, w życiu by nie uwierzyła. Zyskała dowód na potwierdzenie tezy, iż nawet najmniejszy rzut kamieniem może wywołać lawinę.
- Zadowolona? – zapytał później Andrzej, dziwnie poirytowany – Odprowadził ją do domu. Bez przyzwoitek i namolnych koleżanek.
- Bardzo – skłamała.
Przecież nie mogła wyjawić bratu, jak bardzo pyrrusowe okazało się to zwycięstwo…

CDN...

PRZYPISY:
* Dla niewtajemniczonych – Łucja to narzeczona naszego Andrzejka. Bardzo zazdrosna narzeczona. Pojawi się jeszcze kilka razy w tym opowiadaniu, a kiedyś odegra bardzo dużą rolę… gdzie indziej.

** „Zemsta” Aleksandra hr. Fredry

*** „Śluby panieńskie” Aleksandra hr. Fredry.

**** Oczywiście, jest to element autobiograficzny Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rilla dnia Śro 18:30, 19 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin