Forum  Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Bohaterowie
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Twórczość LMM / Powieści / Seria o Ani Shirley
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anna Paulina
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:51, 19 Lut 2009    Temat postu: Bohaterowie

Postanowiłam zamieścić tutaj kilka "biografii", uratowanych ze "Słownika postaci" dzięki kochanej Marigold Smile

Matthew Cuthbert

Bohatera poznajemy dzięki niezrównanemu zmysłowi obserwacji, jakim cechowała się Rachel Lynde (znana w Polsce także jako Małgorzata Linde). Wzorowa gospodyni zobaczyła Mateusza Cuhtberta, mieszkańca Zielonego Wzgórza, ubranego w odświętne ubranie (z białym kołnierzykiem), który wyjeżdżał z Avonlea kabrioletem zaprzężonym w kasztankę. Panią Linde bardzo zdziwił ten widok, ponieważ o tej porze roku Mateusz nigdy nie jeździł do miasta. Już na początku powieści dowiadujemy się, że Mateusz to człowiek cichy i nieśmiały, tak jak jego ojciec. Pani Linde uważała go za dziwaka. Siostra Mateusza, Maryla, wyjaśniła, że Mateusz pojechał na dworzec kolejowy po chłopca, którego zamierzali adoptować.

W chwili rozpoczęcia akcji Ani z Zielonego Wzgórza Mateusz miał 60 lat. Miał problemy z sercem. Chciał zaadoptować chłopca z Anglii, jednak sprzeciwiła się temu Maryla, dlatego rodzeństwo postanowiło przyjąć do siebie dziecko z Kanady. Mateuszowi bardzo zależało na adoptowaniu dziecka; Maryla przyznała się, że zgodziła się między innymi dlatego, że brat bardzo rzadko ją o coś prosił.

Mateusz nie lubił kobiet, uważał, że są okropne pod każdym względem; wyjątek stanowiła jego siostra, a także najbliższa sąsiadka – pani Linde. Wydawało mu się, że kobiety się z niego śmieją. „Powierzchowność jego była naprawdę dość dziwaczna: niezgrabna figura, długie, popielatosiwe włosy sięgające zgarbionych pleców i gęsta, ciemna broda, którą zapuścił mając lat dwadzieścia.Prawdę mówiąc, kiedy miał lat dwadzieścia, wyglądał tak samo jak obecnie, gdy doszedł do lat sześćdziesięciu. Tyle tylko, że wtedy nie był siwy” – dowiadujemy się w drugim rozdziale powieści. Wiadomo jednak również, że jego oblicze było poczciwe i pełne wyrazu, tak samo, jak ciepłe, brązowe oczy.

Gdy na dworcu kolejowym znalazł Anię Shirley, był bardzo zakłopotany. Żałował, że nie było z nim Maryli, która mogłaby rozwiązać tę sprawę za niego. Perspektywa rozmowy z Anią napawała go przerażeniem. Gdy Ania odezwała się do niego pierwsza, był bardzo zmieszany i postanowił nie uświadamiać jej, że nastąpiła pomyłka. Zabrał dziewczynkę do domu, pozostawiając wyjaśnienie sytuacji Maryli. Grzecznie przeprosił Anię za spóźnienie i zaoferował pomoc w niesieniu bagaży. Przerywał monolog Ani jedynie odpowiadając na jej pytania; odpowiedzi przeważnie brzmiały „nie wiem”/ „nie myślę o tym”. Dziwił się temu, że słuchając paplaniny dziewczynki czuł się całkiem dobrze. Mateusz myślał dość powoli i nie nadążał za tokiem myślenia Ani. Zaczynało mu się już trochę kręcić w głowie, szczęśliwie jego podopieczna zamilkła, gdy przejeżdżali przez Aleję. Mateusz obawiał się, że dziewczynka się zmęczyła lub zgłodniała – nie potrafił inaczej wytłumaczyć jej milczenia. Zapytany o „dreszcz”, który przejmuje człowieka, gdy ten widzi coś pięknego, odpowiedział, że on miewa takie „dreszcze”, gdy widzi „szkaradne białe liszki, pełzające po zagonach ogórków”.

Mateusz opowiada Ani co nieco o Zielonym Wzgórzu, a także o mieszkańcach sąsiedniej posiadłości – Sosnowego Wzgórza. Dzięki niemu Ania dowiaduje się o istnieniu Diany. W miarę jak Mateusz dojeżdżał do domu, coraz bardziej obawiał się konfrontacji z Marylą. Martwiło go przede wszystkim to, że dziewczynka przeżyje straszne rozczarowanie. Czuł się tak, jakby miał pomagać w zamordowaniu kogoś lub zaszlachtowaniu bezbronnego zwierzęcia. W trakcie rozmowy z siostrą zachowywał się bardzo nieśmiało. Gdy Ania rozpłakała się, był przerażony. Nie umiał zareagować na wyrzuty dziewczynki, która pytała go, dlaczego nie wyprowadził jej z błędu już na dworcu. W czasie kolacji prawie wcale się nie odzywał, do momentu, gdy zwrócił uwagę, że Ania jest już na pewno bardzo zmęczona.

Od czasu do czasu Mateusz palił fajkę, zwłaszcza, gdy był zmartwiony. Czynił to rzadko, ponieważ Maryla tego nie lubiła. Rozmawiając z siostrą o przyszłości Ani stwierdził, że jest mu bardzo przykro, że trzeba ją odesłać, bo jest bardzo miłym i ciekawym dzieckiem. Nie chciał się przyznać, że zależy mu na tym, żeby pozostała. Obawiał się swej siostry, argumentował jednak, że mogliby stać się dla Ani kimś ważnym. Maryla z przerażeniem stwierdziła, że dziewczynka chyba zaczarowała jej brata. Mateusz zaproponował, że najmie do pomocy francuskiego chłopca, a Ania pozostanie na Zielonym Wzgórzu jako towarzyszka Maryli.

Gdy Mateusz wbił sobie coś do głowy, żadna siła nie mogła go odwieść od realizacji danego zamiaru. Jego wymowne milczenie skutkowało lepiej, niż tysiące słów, którymi mógłby uargumentować swoje stanowisko. Maryla stwierdziła, że jej brat to straszny dziwak, irytowało ją jego milczenie; wówczas Ania zaprotestowała mówiąc, że jej zdaniem pan Cuthbert jest bardzo miły i uznała go za „pokrewną duszę”.

Bez zgody siostry Mateusz postanowił zatrudnić Jerry’ego Buote’a z Creek jako parobka. Oznajmił to Maryli, wpatrując się w nią bacznym i smutnym wzrokiem. Z zadowoleniem powitał powrót siostry od pani Blewett, ponieważ towarzyszyła jej Ania. Wyrażał się bardzo niepochlebnie o „babie”, u której była jego siostra. Gdy Maryla oznajmiła mu, że Ania zostanie na Zielonym Wzgórzu, był bardzo zadowolony. Powiedział wówczas siostrze, że dziewczynka „należy do tych istot, z którymi można wszystko przeprowadzić, jeżeli tylko postępuje się z miłością”, ale obiecał, że zgodnie z życzeniem Maryli nie będzie się wtrącał do spraw związanych z jej wychowaniem.

Mateusz zawsze wysłuchiwał opowieści Ani milcząco, lecz z wyraźnym zadowoleniem. Poparł swą podopieczną, gdy ta zachowała się niezbyt grzecznie wobec pani Linde. Określił wówczas sąsiadkę mianem „nieznośnej kumoszki”. Prosił, by Maryla nie karała dziewczynki zbyt surowo. W tajemnicy przed siostrą poszedł pocieszać małą winowajczynię i namówić ją do przeproszenia pani Linde. Przyznał, że bez Ani jest strasznie pusto w domu. Wymógł na Ani, by dziewczynka nie mówiła Maryli o jego wizycie na facjatce.

Gdy Mateusz pojechał na zakupy do Carmody, kupił dla swej ulubienicy pastylki czekoladowe, ku niezadowoleniu Maryli. Mateusz denerwował siostrę miną pod tytułem „a nie mówiłem?”, gdy ta przyznała niechętnie, że cieszy się, że zamieszkała u nich Ania.
Gdy Ania i Diana bawiły się w dom w Zaciszu Słowika, Mateusz zrobił dla nich stolik.

Gospodarz Zielonego Wzgórza ufał Ani bezgranicznie i bardzo zmartwiła go sprawa zagubionej broszki Maryli. Nie chciał się mieszać do rozwiązania domowego konfliktu, ale był bardzo nieszczęśliwy, że nie może pogodzić współczucia dla Ani z poczuciem sprawiedliwości. Uważał, że Maryla zbyt surowo ukarała dziecko. Podkreślał, że tej małej sierotki do tej pory nikt nie wychowywał. Był bardzo wyrozumiały dla rudowłosej czarodziejki.

Mateusz był rolnikiem. Wiemy, że uprawiał kartofle, przepowiadał pogodę (ale niezbyt trafnie), czytał także specjalistyczną prasę. Przyznawał się natomiast, że nigdy nie uczono go geometrii, był jednak bardzo dumny z postępów Ani w szkole w Avonlea. W sprawach związanych z polityką opowiadał się za konserwatystami. Przyznał się Ani, że nigdy nie starał się o względy żadnej panny.

Gdy na Zielone Wzgórze przybiegła zrozpaczona Diana, prosząc o pomoc dla chorej siostrzyczki, Mateusz bez słowa zaprzągł konia i pojechał szukać lekarza. Był dumny z tego, jak poradziła sobie Ania z małą Minnie May Barry. Dzięki jego wstawiennictwu Ania mogła pojechać na koncert z Dianą, mimo iż siostra zbeształa go za wtrącanie się w nie swoje sprawy. Mateusz nie umiał uzasadnić swego stanowiska, lecz uparcie przy nim obstawał. Bardzo dobrze rozumiał potrzeby rudowłosej dziewczynki.

Pod wpływem Ani Mateusz zgodził się wziąć udział w podwieczorku, na który przybyli państwo Allan, mimo początkowego onieśmielenia i zdenerwowania. Podziwiał Anię i był z niej bardzo dumny. W czasie prac w stodole z upodobaniem słuchał, gdy dziewczynka recytowała dla niego wiersze. Cieszył się na myśl o koncercie, w trakcie którego Ania występowała z deklamacją.

Ania i Mateusz byli najlepszymi przyjaciółmi. Mateusz cieszył się, że nie musiał zajmować się wychowywaniem tego niezwykłego dziecka, ponieważ obawiał się, że zbytnio by pobłażał swej ulubienicy. Maryla zarzucała mu, że „psuje” Anię. Apogeum nastąpiło wówczas, gdy Mateusz postanowił zostać „rzecznikiem bufiastych rękawów”. W trakcie obserwowania zabaw Ani z przyjaciółkami, mimo iż nie był spostrzegawczy, zauważył, że jego ulubienica czymś się różni od pozostałych dziewczynek. Nie chciał rozmawiać o tym z Marylą, w końcu wieczorem, paląc fajkę doszedł do wniosku, że Ania była ubrana gorzej niż inne dziewczynki. Zapragnął, żeby jego pupilka miała choć jedną naprawdę ładną sukienkę. Postanowił podarować jej nową kreację na gwiazdkę. Aby spełnić swój zamiar, pojechał do Carmody, tam jednak bardzo speszyła go sprzedawczyni w sklepie. Zachowywał się tak dziwnie, że ekspedientka po cichu podejrzewała, że chyba zwariował. Było to dla nieśmiałego Mateusza doświadczenie wręcz traumatyczne. Wrócił do domu nie kupiwszy materiału na sukienkę. W końcu doszedł do wniosku, że najlepiej zrobi, jeśli poprosi o pomoc panią Linde. Sąsiadka zgodziła się ochoczo, dzięki czemu poczciwcowi spadł kamień z serca. Mimo iż Mateusz nie znał się na modzie, poprosił nieśmiało, żeby sąsiadka uszyła dla Ani sukienkę z modnymi, bufiastymi rękawami. Pani Linde zawyrokowała, że Mateusz Cuthbert zbudził się po 60 latach snu.

Mateusz nie mógł doczekać się Gwiazdki; chodził po domu, uśmiechając się tajemniczo do siebie. Gdy stosowna chwila wreszcie nadeszła, niezdarnie odwijał prezent i nieśmiało spoglądał na Marylę, obawiając się jej dezaprobaty. Mateusz był bardzo szczęśliwy, bo Ania była zachwycona sukienką. Mateusz był bardzo dumny z występu Ani na świątecznym koncercie; wybrał się na taką imprezę po raz pierwszy od 20 lat. Nie omieszkał powiedzieć swej podopiecznej, że był z niej taki dumny. Wieczorem w rozmowie z Marylą poruszył kwestię dalszej edukacji rudowłosej panienki. Uważał, że trzeba się nad tym poważnie zastanowić. Ania czytała mu napisane przez siebie opowiadania; uważał, że są one piękne.

Mateusz był rozsądnym i cierpliwym człowiekiem. Umiał postępować ze swoją siostrą, udzielał również cennych porad Ani. Po niefortunnej inscenizacji „Elaine” powiedział dziewczynce: „Nie zatracaj całej romantyczności, Aniu. (…) Zapewne niezbyt wiele… ale troszeczkę jej nie zawadzi”. Od czasu sukienki z bufiastymi rękawami dbał o to, by Maryla ubierała Anię możliwie najładniej – upomniał się na przykład o nowy płaszczyk dla podopiecznej, kupił również śliczną czapeczkę do kompletu.

W czasie wakacji, poprzedzających wyjazd Ani do seminarium nauczycielskiego, Mateusz miał lekki atak serca. Maryla wyznała wówczas pani Linde, że te ataki ją niepokoją, bo zdarzają się coraz częściej. Wedle zaleceń lekarza Mateusz miał unikać silnych wzruszeń oraz ciężkiej pracy. O ile brat Maryli nie był człowiekiem skłonnym do ulegania emocjom, o tyle praca była mu „równie potrzebna do życia, jak powietrze do oddychania”.

W oczach Mateusza Ania pozostała na zawsze małą, roztropną dziewczynką. Był przekonany, że w czasie egzaminów wstępnych Ania wypadnie najlepiej ze wszystkich. Gdy pani Lindę winą za opóźnianie się wyników obarczyła konserwatywnego ministra edukacji, Mateusz zaczął się zastanawiać nad głosowaniem na liberałów. Bardzo ucieszył się z sukcesu swej ulubienicy. Był z niej również dumny, gdy deklamowała na koncercie w hotelu w Białych Piaskach. Przywiózł jej na tę okoliczność sznur białych perełek, ponieważ kupował dla Ani wszystko, co było ładne i modne (wedle słów kupców). Ania znalazła w sobie odwagę, żeby powtórnie wejść na scenę, gdy uzmysłowiła sobie, że jej tchórzostwo rozczarowałoby Mateusza.

Kiedy Ania żegnała się ze swymi opiekunami, wyjeżdżając do seminarium, „oczy Mateusza podejrzanie zwilgotniały”. Cieszył się, że udało im się „nie zepsuć tego dziecka”. Uważał, że przybycie Ani nie było szczęśliwą pomyłką, lecz zrządzeniem opatrzności. Refleksje te snuł, mówiąc sam do siebie w czasie nocnej przechadzki aleją topolową.

Mateusz wraz z siostrą przyjechał na uroczyste rozdanie dyplomów. Po powrocie na Zielone Wzgórze Ania zauważyła, że Mateusz bardzo zmizerniał i posiwiał. Maryla przyznała, że jej brat nie dbał o swoje zdrowie i nie oszczędzał się w pracy, mimo coraz poważniejszych problemów z sercem. Bardzo martwił się również sytuacją na rynku finansów – doszły go słuchy o problemach w banku, któremu zawierzył swe oszczędności, ufając ślepo jego dyrektorowi. Mateusz tłumaczył, że nie pracuje za dużo, tylko zbyt często zapomina, że się zestarzał. Powiedział, że chyba umrze przy wykonywaniu jakiejś pracy, tyle się w życiu narobił. Wyznał Ani, że woli ją od tuzina chłopców, którzy mogliby pomagać mu na roli. Jego uśmiech był nieśmiały, ale pełen dobroci.

Wieść o bankructwie banku Abbeya dostarczyła Mateuszowi Cuthbertowi stanowczo zbyt silnych wzruszeń. Tego właśnie obawiał się badający go kilka lat wcześniej lekarz. Mateusz stracił przytomność – i już jej nie odzyskał. Zgon nastąpił nagle, bez bólu.
„W bawialni spoczywał w trumnie Mateusz Cuthbert. Długie, siwe włosy okalały jego nieruchomą twarz, łagodnie uśmiechniętą, jak gdyby spał śniąc przyjemnie. Wokoło leżały kwiaty, pachnące, staromodne kwiaty, ongi zasadzone w ogrodzie przez matkę jego, przybyłą tu jako młoda mężatka. Mateusz żywił dla nich zawsze tajemne, ciche przywiązanie. Ania zebrała je i przyniosła zmarłemu, zatapiając swe strwożone, suche oczy w jego twarzy. Była to ostatnia posługa, jaką mogła mu oddać”.

Ania bardzo ciężko przeżywała jego śmierć. Maryla również nie mogła się pogodzić z utratą dobrego, kochającego brata. Jego odejście spowodowało powstanie olbrzymiej pustki na Zielonym Wzgórzu. Ania dbała o jego grób; zasadziła na jego mogile białe róże, przywiezione przez jego matkę ze Szkocji. Nosiła również świeże kwiaty na grób swego opiekuna.

W Ani z Avonlea jest mowa o tym, że Ania odwiedzała grób Mateusz co tydzień. „Wszyscy w Avonlea, z wyjątkiem Maryli, zapomnieli już o cichym, nieśmiałym Mateuszu Cuthbercie, lecz w sercu Ani obraz jego żył i miał żyć zawsze. Pamiętała ze czcią o człowieku, który pierwszy otoczył ją miłością, jakiej jej osamotnione dzieciństwo tak gorąco pragnęło”.

Gdy Ania darła pierze, czyniła to w kraciastej chustce, należącej niegdyś do Mateusza.

Ulubionymi kwiatami Mateusza były narcyzy; Ania ubolewała, że zostały one zniszczone przez pamiętną „burzę wuja Andrewsa”, która przeszła nad Avonlea.

Kiedy Ania wyjechała na Uniwersytet, o grób Mateusza Cuthberta troszczyła się jej wierna przyjaciółka, Diana. Pierwszym kolorowym strojem, który sprawiła sobie Ania po śmierci ukochanego opiekuna, była sukienka z zielonego muślinu, którą tak bardzo lubił Gilbert.

Imię Mateusza nie pojawia się ani razu w Ani na Uniwersytecie, jest wymienione tylko raz w Ani z Szumiących Topoli. Ania wspomina swego opiekuna na początku książki Wymarzony dom Ani – przywołując rozmowę, w której zapewniała go, że nigdy nie wyjdzie za mąż, oraz brązową sukienkę z bufiastymi rękawami. W przeddzień ślubu Ania odwiedziła grób zmarłego przyjaciela. Żałowała, że Mateusz nie zobaczy jej w stroju panny młodej. Mówiła wówczas: „Mateusz nigdy dla mnie nie umrze, bo ja też nigdy o nim nie zapomnę!”.

Ania ochrzciła swego pierworodnego syna imionami Jim Matthew. Gilbert przyznał się wówczas, że nie znał dobrze Mateusza, z powodu nieśmiałości opiekuna Ani.

W Ani ze Złotego Brzegu jest mowa o tym, że w trakcie wizyty w Avonlea Ania złożyła kwiaty na grobie Mateusza. Jest to ostatnia wzmianka w cyklu powieściowym, poświęcona tej postaci.

Lucy Maud Montgomery przyznała, że „uśmiercenie” Mateusza to decyzja, której bardzo żałowała z perspektywy czasu i jeśli miałaby coś zmienić w Ani z Zielonego Wzgórza, to właśnie ten wątek. Wydaje się jednak, że śmierć Mateusza jest przysłowiową łyżką dziegciu w beczce miodu, dzięki której cała powieść robi jeszcze większe wrażenie na czytelniku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marigold
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:47, 19 Lut 2009    Temat postu:

Służę uprzejmie, Aniulko Wink Mam niewysłowioną nadzieję, że gdy znajdziesz czas, napiszesz coś... nowego Smile Twoje charakterystyki są zupełnie wspaniałe!
Czekam na kolejną! Smile

PS. Wiem, ile pracy wymaga napisanie takiego dzieła... Sama siedziałam sporo czasu na charakterystykami postaci z The Story Girl, a napisałam przecież zaledwie kilka! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Paulina
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:47, 20 Lut 2009    Temat postu:

Cały czas próbuję się zabrać za charakterystykę Gilberta, ale nie jestem w stanie - powód w dalszym ciągu ten sam Wink
Tymczasem wklejam charakterystykę Diany - z dedykacją dla mojej najcudowniejszej przyjaciółki :*

Diana Barry

Zanim Diana we własnej osobie pojawia się po raz pierwszy na kartach powieści, mamy okazję poznać ją ze słyszenia. Jej imię zostało przywołane już pierwszym rozdziale, gdy Ania Shirley intuicyjnie pyta Mateusza Cuthberta, czy pan Barry ma córeczkę. Dowiadujemy się wtedy, że piękne, lecz rzadko spotykane na Wyspie Księcia Edwarda w drugiej połowie XIX wieku imię, wybrał dla dziewczynki nauczyciel, mieszkający u państwa Barrych w czasie, gdy Diana przyszła na świat.

Postać Diany Barry przybliża nam następnie Maryla Cuthbert w trakcie rozmowy ze swą podopieczną - Ania zastanawia się wówczas, czy będzie miała kiedyś przyjaciółkę od serca. Okazuje się, że Diana " jest bardzo ładna. Ma czarne włosy, czarne oczy i różowe policzki. Jest niezmiernie miła i dzielna, a to więcej warte niż być piękną".

Sama Diana wkracza do Aniowego świata po swym powrocie z Carmody (była tam z wizytą u ciotki). Dziewczynki poznają się, gdy Ania udaje się wraz z Marylą na Sosnowe Wzgórze po nowy wykrój kołdry. Pani Barry zdradza wówczas pannie Cuthbert, że jej zdaniem Diana stanowczo zbyt dużo czasu poświęca na czytanie książek (do czego zachęca ją ojciec). Okazuje się również, że dziewczynka bardzo lubi kwiaty i zawsze się śmieje.

Już w czasie pierwszego spotkania Ania i Diana przyrzekły sobie wieczną przyjaźń, mimo początkowych oporów Diany przed przysięganiem czegokolwiek, "bo to bardzo brzydko". Diana była starsza od Ani o miesiąc. Według Ani, Diana miała „bardzo wymowne oczy”. Przyjaźń dziewczynek rozpoczęła się obiecująco; panna Barry obiecała, że pożyczy Ani bardzo zajmującą książkę, nauczy ją piosenki pt. „Nelly z koszyczkiem w ręce” i ofiaruje nowej przyjaciółce piękną rycinę do powieszenia w pokoju, przedstawiającą piękną damę w błękitnej sukni.Diana była niższa i tęższa od Ani; już jako mała dziewczynka wzdychała, że chciałaby być szczuplejsza, ponieważ byłaby wtedy zręczniejsza.

Diana towarzyszyła Ani we wszystkich zabawach; wspólnie nazwały źródełko za mostem „Fontanną Driad” i zbudowały „Zacisze Słowika” - domek do zabawy w brzozowym lasku pana Bella. Dianę zachwycały poetyckie nazwy miejsc, wymyślane przez Anię. Sama próbowała czasem dorównać przyjaciółce – to ona ochrzciła „Ścieżkę Brzóz”.

Przed długo oczekiwanym piknikiem Ania dowiedziała się od przyjaciółki, że powinna przynieść koszyk z jedzeniem, co przysporzyło dziewczynce nieco zmartwień. Z okazji pikniku Diana miała założyć nową sukienkę z krótkimi rękawami. Panna Barry próbowała również opowiedzieć swojej przyjaciółce smak lodów waniliowych, ale nie udało jej się tego uczynić. W trakcie afery z broszką Maryli Ania opowiadała, że zgubiła ją, gdy szła bawić się z Dianą w Zaciszu Słowika.

Diana i Ania chodziły razem do szkoły prześliczną drogą, rozpoczynającą się „Aleją Zakochanych”, następnie biegnącą wzdłuż „Szumu Wierzb”, „Doliną Fiołków” i „Ścieżką Brzóz”. Diana uważała, że droga ta jest lepsza niż gościniec, ponieważ mniej na niej kurzu i jest chłodniej. W szkole dziewczynki siedziały razem, w ławce znajdującej się tuż przy oknie. Ania mówiła Maryli, że „ubóstwia Dianę”.

DW trzy tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego Diana opowiedziała Ani o Gilbercie Blythe, który ma powrócić do szkoły. Mówiła, że jest on ślicznym chłopcem, który lubi dokuczać dziewczynkom. „Ton mowy Diany wyraźnie dowodził, że chętnie pozwala zamęczać się na śmierć”. Przy okazji dowiadujemy się, że imię uroczej panny Barry umieszczono 6 razy na ścianie przedsionka szkolnego. Pocieszała przyjaciółkę, że i Ani imię kiedyś tam trafi, zwłaszcza, że podkochuje się w niej Charles Sloane. W trakcie tej samej rozmowy dowiadujemy się również, że Diana nie rozmawia z Gertie Pye, ponieważ ta wstawiła swoją butelkę mleka w miejsce, w którym wcześniej znajdowała się butelka Diany.

Gdy Ania rozbiła tabliczkę na głowie Gilberta, Diana „otworzyła usta i oniemiała”. W czasie, gdy dziewczynki wracały do domu, strofowała przyjaciółkę, gdyż ta nie chciała przyjąć przeprosin Gilberta. Diana mówiła, że Gilbert „z dziesięć razy” nazwał ją wroną (z powodu pieknych, czarnych warkoczy) i nigdy ją za to nie przepraszał. Gdy pan Philips ukarał Anię, sadzając ją obok Gilberta, Diana pobladła ze współczucia i pocieszająco ściskała przyjaciółkę za rękę. Osłupiała ze zdziwienia, gdy panna Shirley zakomunikowała jej, że nie wróci do szkoły; była bliska płaczu i próbowała na różne sposoby namówić Anię do zmiany decyzji. Bała się, że będzie musiała siedzieć z Gertie Pye, a Anię ominie budowanie domku przy strumieniu, gra w piłkę i nauka nowej piosenki. Gdy Ania nie chodziła do szkoły, o zachodzie słońca bawiła się ze swoją przyjaciółką. Diana bezskutecznie starała się doprowadzić do zgody między Anią i Gilbertem. Ania wywołała niekontrolowany wybuch śmiechu Maryli, gdy opowiadała jej o swej rozpaczy, spowodowanej rozmyślaniami na temat przyszłego ślubu Diany.

W czasie niefortunnej herbatki na Zielonym Wzgórzu Diana wystąpiła w odświętnej sukience. Dziewczynki spędziły popołudnie w sadzie, zrywając jabłka „malinówki”. Diana opowiedziała Ani wszystkie nowinki ze szkoły; skarżyła się na sąsiedztwo Gertie Pye, która skrobie rysikiem na tabliczce tak, że Dianę przechodzi „lodowaty dreszcz”. Pannie Barry bardzo smakował sok, którym poczęstowała ją przyjaciółka; wypiła aż trzy szklanki mówiąc, że tak dobrego napoju nie robi nawet pani Linde. Ania opowiedziała Dianie historię o myszy utopionej w sosie do puddingu; po czym Diana stwierdziła, że bardzo źle się czuje i musi natychmiast iść do domu, bo mąci jej się w głowie. Ania odprowadziła przyjaciółkę do domu. Następnego dnia okazało się, że pani Barry oskarża mieszkankę Zielonego Wzgórza o „spojenie” Diany, ponieważ ta przyszła do domu pijana, a na drugi dzień cierpiała na ból głowy. Pani Barry była nieubłagana i zabroniła dziewczynkom bawić się razem; nie pozwoliła Ani nawet pożegnać się z Dianą. Diana płakała i próbowała przekonać mamę, że Ania nie zawiniła, lecz uzyskała tylko zezwolenie na 10-minutowe spotkanie. Diana przyrzekła, że nigdy nie będzie miała innej przyjaciółki i powiedziała Ani, że bardzo ją kocha. Ania odcięła przyjaciółce pukiel loków z warkocza. Panna Shirley postanowiła wrócić do szkoły, żeby móc widywać Dianę. Niestety, również w klasie dziewczynki nie mogły ze sobą rozmawiać. Przy okazji dowiadujemy się, że Diana jest lepsza od Ani w geometrii.

Gdy Maryla pojechała na mityng w Charlottetown, Diana wpadła na Zielone Wzgórze, blada i zdyszana; okazało się, że jej młodsza siostrzyczka, Minnie May, poważnie zachorowała, a rodzice pojechali do miasta. Diana płakała i nie wiedziała zupełnie, co robić. Przyjaciółki razem doglądały chorego maleństwa, a o trzeciej nad ranem wreszcie przyjechał lekarz, który powiedział państwu Barry, że Ania ocaliła życie ich córeczki. Podczas tej ciężkiej, zimowej nocy Diana nabawiła się przeziębienia. Pani Barry pozwoliła Ani odwiedzić chorą przyjaciółkę, z wdzięczności za uratowanie życia Minnie. Diana nauczyła wówczas Anię nowego wzoru szydełkowego, którego nie zna nikt w Avonlea; dziewczynki przyrzekły sobie, że nie przekażą go nikomu. Diana dała Ani piękną karteczkę z wianuszkiem róż, na której było napisane „Dwa serca złączone, klucz rzucony w morze, nikt nas nie rozłączy, tylko Ty, o Boże!”. Po wypiciu herbaty z rodzicami Diany dziewczynki piekły biszkopciki, które jednak się nie udały – Ania zapomniała, że miała je obracać, gdy Diana smarowała blachę.

Diana i Ania porozumiewały się za pomocą świecy, wystawionej w oknie. Diana zaprosiła przyjaciółkę z okazji swych urodzin na koncert do Newbridge. Ania uzyskała także pozwolenie na pozostanie u Barrych na noc. Gdy dziewczynki stroiły się na koncert, Diana pięknie upięła Ani włosy, a przyjaciółka zrewanżowała się jej tym samym. Diana była ubrana bardzo elegancko, miała futrzaną czapeczkę i zgrabną narzutkę. Diana gorąco oklaskiwała występ Gilberta i twierdziła, że w trakcie swej recytacji chłopak spoglądał na Anię. W domu państwa Barrych dziewczynki niechcący sprawiły niemiłą niespodziankę ciotce Józefinie, wskakując do jej łóżka w pokoju gościnnym. Diana była rozbawiona tym zdarzeniem, ale obawiała się nieco gniewu ciotki. Nie powiedziała, że pomysłodawczynią zabawy była Ania, uznając, że zawiniła w równym stopniu. Diana nie odważyła się rozmawiać z ciotką, co uczyniła Ania. Dzięki interwencji panny Shirley, Józefina Barry przestała się gniewać na Dianę.

Diana nie była w stanie dorównać pomysłowością i wyobraźnią swej przyjaciółce. Gdy Ania użalała się nad ludźmi, którzy nie znają przylaszczek, Diana trzeźwo stwierdzała, że na pewno mają inne kwiaty, które ich urzekają, a skoro nie znają przylaszczek, nie mogą za nimi tęsknić. Niemniej jednak przerażał ją „Las Duchów”, pełen złowrogich, białych postaci.

W dzień urodzin królowej Wiktorii dziewczęta odkryły wysepkę i nadały jej imię na cześć władczyni. Diana była powiernicą wszystkich sekretów, problemów i pomysłów Ani. Gdy panna Shirley przygotowywała ciasto dla pani Allan, przyjaciółka zapewniała ją, że na pewno uda się ono wyśmienicie, ponieważ dwa tygodnie wcześniej placek udał się znakomicie. W trakcie tej rozmowy można zauważyć, co podkreśla narrator, że Diana zawsze była gotowa pocieszać swoich przyjaciół. Panna Barry, po reprymendzie, jaką dostała od mamy za „Las Duchów”, postanowiła trzymać swą wyobraźnię na wodzy, twierdząc na przykład, że nimfy – nie istnieją.

W czasie niefortunnego przyjęcia w ogrodzie państwa Barrych Diana starała się odwieść Anię od podjęcia wyzwania Josie Pye. Mówiła, że wyzywanie kogoś na tak niebezpieczną próbę jest nieuczciwe. Obawiała się, że Ania spadnie i się zabije. Po upadku Ani Diana jako pierwsza podbiegła do przyjaciółki i przerażona dopytywała się o jej samopoczucie. W czasie długiej rekonwalescencji mieszkanki Zielonego Wzgórza Diana była bardzo wierną przyjaciółką; codziennie odwiedzała Anię, przynosząc jej nowinki ze szkoły, między innymi dotyczące nowej nauczycielki, a także dialogu „Odwiedziny poranne”, w którym występowały Ruby Gillis, Jana Andrews i właśnie Diana.

Diana była muzykalną dziewczynką; ciotka Józefina zamierzała opłacać jej lekcje muzyki; dowiadujemy się również, że Diana śpiewała w chórze. Na koncercie uczniów szkoły w Avonlea Diana śpiewała solo (które wypadło, wedle słów Ani, „bardzo wytwornie”), występując także wespół z Anią i Ruby w żywym obrazie „Wiara, Nadzieja i Miłość”. Panna Barry była bardzo praktycznie usposobiona; po koncercie najbardziej cieszyło ją to, że zebrały ponad 10 dolarów. Usiłowała także zwrócić uwagę Ani na Gilberta, który dyskretnie adorował jej rudowłosą przyjaciółkę.

Ania i Diana nigdy nie miały dosyć swego towarzystwa, gdy były razem, nie brakowało im tematów do rozmów. Diana miała natomiast problemy z zadawanymi przez pannę Stacy wypracowaniami – „opowiadaniami z własnej głowy”. Mówiła Ani, że chciałaby mieć tak bogatą wyobraźnię, jak ona. Celem pielęgnowania wyobraźni dziewczynki założyły klub powieściowy. Diana, zdaniem Ani, wprowadzała do swych opowiadań zbyt wiele zbrodni – nie wiedząc, co począć z wprowadzonymi do opowiadania postaciami, po prostu je uśmiercała.

Diana, jako jedyna z koleżanek Ani, została dopuszczona do tajemnicy ufarbowania włosów przez Anię. Pocieszała przyjaciółkę i doradzała jej nowe fryzury, gdy obcięte włosy zaczną odrastać. Twierdziła także, że po eksperymentach fryzjerskich na Zielonym Wzgórzu włosy Ani znacznie ściemniały i stały się „naprawdę piękne”.

Gdy przyjaciółki wyrosły już z zabaw w Zaciszu Słowika lubiły pływać łódką po Stawie Barrych; w trakcie jednego z popołudniowych spotkań miała miejsce słynna inscenizacja „Elaine”. Diana odgrywała rolę Lancelota. Gdy zauważyła, że Ania znalazła się w opałach, wraz z Janą pobiegła po pomoc. Była przerażona; kiedy okazało się, że jej przyjaciółka została uratowana, z radości i ulgi, że nic się Ani nie stało, rozpłakała się. Mówiła, że uważały się z Janą za zbrodniarki, które doprowadziły do utonięcia koleżanki.

Ciotka Josephine Barry zaprosiła Dianę razem z Anią do Charlottetown. Diana bardzo cieszyła się, że pojadą na wystawę, ponieważ zawsze chciała zobaczyć to wydarzenie, zwłaszcza, że inne koleżanki brały udział w tej imprezie już kilkakrotnie. Panna Barry troszczyła się zwykle o opinie innych, żałowała na przykład, że Julie Bell nie może obejrzeć mieszkania ciotki Josephine, bo zawsze chełpi się salonikiem swej matki. Uważała, że to śmieszne, że kierownik szkoły niedzielnej otrzymał nagrodę za hodowlę świń i zawsze będzie o tym pamiętać w czasie prowadzonych przez niego modlitw. W czasie obserwowania wyścigów Diana przeżywała zawody do tego stopnia, że chciała się z Anią założyć o 10 centów, że wygra je pewien kasztanowaty koń. Po wizycie w Charlottetown dziewczynka stwierdziła, że chyba jest stworzona do życia w mieście. Przeraziła ją śmiałość Ani, która na pożegnanie serdecznie pocałowała ciotkę Josephine.

Ania żałowała, że nagana, udzielona swego czasu Dianie przez matkę, zgasiła wyobraźnię jej przyjaciółki. Dziewczynki zaczęły stopniowo rozmawiać o „poważnych sprawach” typu zamążpójście - Diana uważała, że „może szlachetniej byłoby zostać żoną jakiegoś zepsutego, rozrzutnego hulaki i nawrócić go na dobrą drogę”.

Diana nie wybrała się do seminarium – państwo Barry uznali, że nie poślą córki do wyższej szkoły. W czasie wakacji, poprzedzających rozpoczęcie nauki w seminarium, Diana spędzała, jak zwykle, bardzo dużo czasu ze swą rudowłosą przyjaciółką. Szczerze płakała w ostatnim dniu wspólnej nauki w szkole w Avonlea, żałując, że „to wszystko minęło bezpowrotnie”. Wierzyła, że jej przyjaciółka świetnie sobie poradzi w nowej szkole. Gdy Ania pojechała zdawać egzaminy, Diana otrzymywała od niej listy. Mimo, iż Ani nie było przez krótki okres czasu, Dianie zdawało się, że minęły całe wieki. To właśnie ona przyniosła przyjaciółce radosną nowinę, że panna Shirley zdała egzaminy wstępne najlepiej ze wszystkich. Biegła z gazetą, w której ogłoszono listę przyjętych tak prędko, że później długo nie mogła złapać tchu i długo nie mogła się uspokoić – tak wielka była jej radość z sukcesu ukochanej przyjaciółki.

Diana często doradzała Ani w kwestii stroju, „ zaczynała zdobywać sobie uznanie jako wyrocznia w sprawach gustu i stroju, a rady jej w takich wypadkach były bardzo cenione”. W dniu koncertu w Carmody miała na sobie piękną, czerwoną suknię, ale i tak najbardziej zależało jej na tym, żeby Ania, która miała w trakcie tego koncertu wystąpić z recytacją, wygladała jak najpiękniej. Specjalnie dla przyjaciółki przyniosła jedyną różyczkę, którą udało jej się znaleźć na krzaku. Sama uważała, że jest niezgrabna, zdawała sobie sprawę ze swych skłonności do tycia. Miała natomiast urocze dołeczki w policzkach. W trakcie występu Ani denerwowała się bardzo, żeby później tym bardziej cieszyć się z sukcesu przyjaciółki.

Gdy Ania wyjeżdżała do miasta, Diana płakała, ale potem pojechała z kuzynkami na wycieczkę do Białych Piasków i wesoło się bawiła. Gdy Ania wracała do domu, Diana zwykle czekała na nią na stacji. Była zazdrosna o Stellę Maynard, zwłaszcza, że Josie Pye opowiadała jej, że Ania jest oczarowana nową koleżanką.

Po śmierci Mateusza Diana próbowała pocieszyć swą przyjaciółkę, proponowała nawet, że zostanie na noc na Zielonym Wzgórzu. Nie rozumiała zachowania Ani, ale umiała uszanować jej cichy ból, bez łez. Pomagała jej odzyskać równowagę po stracie opiekuna i przyjaciela.

W Ani z Avonlea dowiadujemy się, że Diana była skarbniczką Klubu Miłośników Avonlea. To od niej wyszła inicjatywa pomalowania Domu Ludowego, była również rzeczniczką zburzenia rudery Boutlera oraz wycięcia zbędnych drzew przy skrzyżowaniu dróg z Białych Piasków, Carmody i Nowych Mostów. Była dumna z przynależności do KMA. W dalszym ciągu trzymała swą wyobraźnię na wodzy i nie poddawała się np. sugestiom Ani, że w dom pana Boutlera nawiedzają nocą dawni lokatorzy.

Z wielkim zaangażowaniem Diana wspierała Anię nawet w takich sprawach, jak wyganianie nieposłusznej jałówki z mokrego zboża. W czasie tej akcji wykazała się większą pomysłowością, niż przyjaciółka, zarzucając sobie spódnicę na ramiona, co pozwalało jej szybciej biec, niemniej jednak bardzo się zdyszała. Martwiła się, że Ania się przeziębi w swej przemoczonej sukience.

Mimo iż panna Barry uważała, że drzewa nie mają dusz i śmiała się, gdy zastała pewnego dnia Anię przytuloną do brzozy, zachwycał ją zapach żywicy i zamierzała uszyć poduszkę, którą napełni sosnowymi igłami. Wspólnie z Anią kwestowała na rzecz Koła Miłośników Avonlea na drodze do Nowych Mostów. Znała doskonale wszystkich ludzi, których miały odwiedzić. Razem z przyjaciółką pomogły panu Blaire’owi upiec ciasto – Diana ubijała pianę, po cichu śmiejąc się z fartucha, w którym wystąpił gospodarz.
Na równi ze wszystkimi członkami KMA rozpaczała, gdy zobaczyła, na jaki kolor został pomalowany Dom Ludowy w Avonlea.

Jako wyrocznia w dziedzinie mody pomagała koleżankom z Avonlea w szyciu sukien; wiemy na przykład, że pomagała w skrojeniu sukni Albercie Dickson. Jako 17 letnia panna zwróciła na siebie uwagę Alfreda Wrighta; gdy Ania wspominała jego imię, Diana rozkosznie się rumieniła.

W trakcie majowego pikniku zaproponowała, żeby nowo odkryte jeziorko w lesie nazwać „Brzozową Sadzawką”. Gdy dziewczyny dzieliły się swymi marzeniami, Diana wyznała, że chciałaby być wysoka i smukła. Stwierdziła, że „w niebie nie będziemy myśleć o sukienkach”. To ona opowiedziała przyjaciółkom historię Hester Gray. Ania - porównując swe koleżanki do kwiatów - powiedziała, że dusza Diany jest szkarłatną różą.

Diana zawsze była oparciem dla Ani; jako „duchowa podpora” weszła w skład delegacji do pana Parkera, który miał zamiar wynająć płot Stowarzyszeniu Aptekarzy. W trakcie przygotowań do wizyty panny Morgan chciała pomóc w przygotowywaniu obiadu; dowiadujemy się wtedy, że świetnie przyrządza sałatę. Radziła Ani, żeby w celu wywabienia piegów posmarowała je cytryną. W dzień zapowiedzianej wizyty znanej powieściopisarki przybyła do Ani w różowej sukience i fartuszku z falbankami; wyglądała w tym stroju uroczo, ale skarżyła się, że od lipca przytyła 4 funty i musiała poszerzyć wszystkie sukienki. Obawiała się, że nie będzie umiała rozmawiać z pisarką. Dzielnie pomagała w pracach kuchennych, choć w efekcie dziewczyny (z pomocą Maryli) za bardzo posłodziły groszek. Była bardzo niepocieszona, gdy panna Morgan nie przyjechała, nie mogła jeść ani rozmawiać. W trakcie zmywania naczyń po nieudanym obiedzie przyjaciółki rozmawiały ze sobą wyjątkowo mało. Diana poszła do domu ze strasznym bólem głowy.

Diana pomagała Ani odkupić granatowy półmisek panny Barry. To ona była inicjatorką wejścia na daszek pomieszczenia gospodarczego obok domu panien Copp. Bezskutecznie próbowała ratować przyjaciółkę z opresji i rozpaczała z powodu burzy, która niespodziewanie nadeszła, pomagała również Ani w zapisaniu poetyckiej rozmowy między roślinami. Diana była zachwycona talentem pisarskim swej przyjaciółki, ale była pesymistycznie nastawiona co do ilości przygód, które jeszcze mogą je spotkać w drodze powrotnej z wyprawy po półmisek.

Gdy wizyta panny Morgan wreszcie doszła do skutku, to Diana wskazała Ani, że ta przypadkiem pomalowała sobie nos na czerwono. Diana pomogła Ani przyjąć gości, przynosząc z domu jedzenie. W trakcie spaceru na podwieczorek do państwa Kimball przyjaciółki odkryły Chatkę Ech. Diana bardzo się przejmowała tym, że spóźnią się na podwieczorek, niemniej jednak zachwycała się „romantycznością” i „poetycznością” drogi do domu panny Lavendar Lewis. Opowiedziała przyjaciółce wszystko, co wiedziała na temat mieszkanki Chatki Ech. Początkowo była sceptycznie nastawiona do pomysłu pozostania na dłużej w gościnie u panny Lewis, lecz szybko uległa czarowi gospodyni; bardzo polubiła również Karolinę IV. Uważała, że Chatka Ech i jej otoczenie to najpiękniejszy zakątek w okolicy. Stwierdziła, że panna Lavendar jest bardzo samotna i trzeba ją często odwiedzać. W drodze powrotnej dziewczyny toczyły rozmowę na temat imion. Diana powiedziała wówczas, że ludzie sami zdobią lub szpecą swoje imiona.

Diana była smutna, gdy okazało się, że Ania i Gilbert pójdą na studia, a pastor Allan przenosi się do Charlottetown. Obiecała przyjaciółce, że na czas jej nieobecności będzie dbała o grób Mateusza i nosiła kwiaty na nagrobek Hester Gray. Obawiała się, że pod nieobecność Ani Klub Miłośników Avonlea rozpadnie się. Ania krytykowała Dianę za pesymizm. Diana obawiała się, że Ania znajdzie sobie w Redmond lepsze koleżanki, niż „głupią wiejską gąską, która nawet potrafi powiedzieć „jezdem”, gdy się nie zastanowi”, jak sama o sobie mówiła. Powtarzała, że za nic nie chciałaby zostać starą panną, zwłaszcza, że na pewno będzie bardzo otyła, co odbierze jej wszelką poetyczność.

Ania doceniała przyjaźń Diany; ta ze swej strony zapewniała przyjaciółkę, że zawsze będzie ją kochała, a gdy będzie miała córeczkę, nada jej imię Ania. Obie przyjaciółki brały czynny udział w przygotowaniach do ślubu panny Lewis. Pewnego dnia Ania zauważyła, że Diana jest zakochana ze wzajemnością w Alfredzie Wright. Ania obawiała się, że spowoduje to osłabienie przyjaźni dziewcząt. Następnego dnia Diana przyszła na Zielone Wzgórze oznajmić Ani, że się zaręczyła. Była bardzo szczęśliwa, choć przyznała, że być zaręczoną to dziwne uczucie, ale uważała, że to rozkosznie być narzeczoną Alfreda. 18-letnia panna Barry poprosiła Anię, żeby była jej druhną. Ślub miał odbyć się za 3 lata, ponieważ matka Diany nie życzyła sobie, by któraś z jej córek wyszła za mąż przed 21 rokiem życia. Diana cieszyła się, że będzie miała czas na przygotowanie swojej wyprawy ślubnej. Tłumaczyła także swej przyjaciółce, że cieszy się, że Alfred nie jest podobny do jej ideału z lat wczesnej młodości, bo wówczas nie byłby sobą. Stwierdziła również, że będzie z nich „strasznie krępa para”.

W pierwszym rozdziale Ani na Uniwersytecie Diana stwierdza, że będzie bardzo smutna po wyjeździe Ani, bo wszystko się zmienia. Martwiło ją również to, że nie potrafi zgłębić uczuć, jakimi Ania darzy Gilberta. Mówiła: „Czasem mam wrażenie, że czuję lęk przed tą „dorosłością”, i w takich chwilach dałabym dużo za to, żeby być znowu małą dziewczynką”.
W obecności ukochanego Alfreda uroda Diany rozkwitała.

Diana odwiozła przyjaciółkę na dworzec lekkim powozikiem, zaprzężonym w parę koni. Pisała do przyjaciółki długie, miłe i wesołe listy z nowinkami z Avonlea. Naturalnie najwięcej miejsca w jej listach zajmował Alfred. Diana czekała również na Anię na dworcu, gdy ta wracała do domu, czasem zostawała na noc na Zielonym Wzgórzu. Wieczorami dziewczyny zwierzały się sobie ze wszystkich tajemnic, choć Ania wiedziała, że Diana opowiada o wszystkim Alfredowi.

Diana odwiedziła razem z Anią ciężko chorą Ruby Gillis. Mówiła wówczas, że sama nie miała odwagi pójść do koleżanki, która wbrew rzeczywistości twierdzi uparcie, że czuje się świetnie i nic jej nie jest. W trakcie przechadzki Diana dowiodła, iż nie jest niewrażliwa na piękno przyrody – zachwycił ją zachód słońca. Po drodze do Ruby Diana zaprowadziła Anię do swej ciotki Atossy. Niewiasta ta stale wszystko krytykowała. Zbeształa Dianę za czytanie czasopism kobiecych, gdy ta powiedziała, że po obieraniu kartofli naciera ręce cytryną. Złośliwość ciotki bardzo działała Dianie na nerwy.

Diana popierała Anię w sprawie pisania opowiadań. Ciekawie obserwowała powstawanie Pokuty Aweryli. Bardzo chciała mieć udział w kształtowaniu tekstu, toteż Ania pozwoliła jej nadać imię małemu pastuszkowi, lecz pierwsza propozycja Diany (Raymond Fitzosborne) nie spotkała się z aprobatą. W końcu przyjaciółka Ani postanowiła nadać chłopcu nazwisko Robert Ray. Diana bardzo chciała przeczytać gotową nowelę; wyznała wówczas, że lubi dobre, wesołe zakończenia, a zwłaszcza, gdy opowiadanie kończy się ślubem – od czasu zaręczyn uważała, że ślub przynosi ludziom największe szczęście na ziemi. Diana nie mogła pojąć dziwnego zachowania Ani w czasie pisania nowelki; nie zgodziła się na uśmiercenie w tekście Roberta Raya. Po wysłuchaniu Pokuty Aweryli Diana była nieco rozczarowana zakończeniem, mimo tego uważała, że nowela jest nadzwyczajna. Jedyna scena, która nie podobała się Dianie, to moment, gdy tytułowa bohaterka piecze ciasto, panna Barry twierdziła, że romantyczne bohaterki nie powinny umieć gotować. Diana razem z Anią oczekiwała niecierpliwie odpowiedzi od wydawców i pocieszała przyjaciółkę, gdy ci odmawiali publikacji, namawiając do kolejnych prób. Gdy przyszła odpowiedź odmowna z „Kobiety Kanadyjskiej”, Diana, w geście solidarności z Anią, przestała abonować to pismo. Gdy Ania postanowiła zaprzestać prób, Diana ubłagała ją o jedną kopię nowelki i posłała ją na konkurs, ogłoszony przez fabrykę proszku do pieczenia ciast z Montrealu. Diana nie posiadała się ze szczęścia, gdy okazało się, że Ania zdobyła nagrodę. Postanowiła wysłać tekst, nie pytając Ani o zdanie, ponieważ uważała, że przyjaciółka jest zbyt skromna i posiada za mało pewności siebie. Przestraszyła się, gdy zdała sobie sprawę, że Ania nie jest zachwycona takim obrotem sprawy. Diana skorzystała z praktyki, nabytej w Klubie Powieściowym i nieco zmieniła tekst nowelki, tak, żeby była zgodna z regulaminem konkursu; była bardzo zadowolona, że udało jej się uszczęśliwić przyjaciółkę – nie zdawała sobie sprawy, że Ania wcale nie była zadowolona.

Po śmierci Ruby Diana nie chciała rozmawiać o śmierci i przemijaniu, wolała rozpamiętywać szczegóły pogrzebu.
Gdy Ania wprowadzała się do Ustronia Patty, Diana ofiarowała jej poduszkę. W czasie świąt Diana ciężko chorowała na bronchit, a Ania nie mogła jej odwiedzać zbyt często, ponieważ drogi były całkiem zasypane śniegiem. Wiadomo, że Diana otrzymywała listy z Redmond nie tylko od Ani, lecz także od Gilberta.

Diana wyszła za mąż za Alfreda Wrighta; Ania była jej druhną, Gilbert – drużbą. Nowe mieszkanie państwa Wrightów znajdowało się 2 mile od Zielonego Wzgórza; Diana opuściła pokoik, zajmowany na facjatce Sosnowego Wzgórza.
Ania upięła Dianie ślubny welon. Diana podkreśliła, że zawsze dochowają swej przysięgi wiecznej przyjaźni, dziewczyny nigdy się nie pokłóciły. Diana rozpaczała, że jako mężatka nie będzie mogła być druhną Ani. Bardzo denerwowała się własnym ślubem, obawiała się, że zemdleje. Prześliczna Diana Barry, ubrana w białą suknię, pocałowała Anię i zapewniła, że od tej pory najlepszą przyjaciółkę całować będzie Diana Wright. Ślub przebiegł bez żadnych zakłóceń.

Gdy Ania po raz kolejny przyjechała do Avonlea, dowiedziała się, że Diana spodziewa się dziecka. Urodziła synka; Ania nie mogła się nadziwić, że ta piękna, radosna, młoda matka to ta sama osoba, z którą jeszcze tak niedawno siedziała w ławce szkolnej. Mały Alfred był bardzo podobny do ojca. Diana nie mogła się doczekać, kiedy jej dziecko zacznie mówić; bardzo chciała, żeby pierwsze wspomnienia jej synka o matce były możliwie najradośniejsze. Ona sama zapamiętała z wczesnego dzieciństwa reprymendę, jaką dostała od pani Barry. Mówiła, że bardzo kochała swą matkę.

W Ani z Szumiących Topoli, gdy Ania przyjeżdża do domu razem z Julianną Brooke, dowiaduje się, że Diana ma córeczkę. Diana przysłała Ani pod choinkę piękną papeterię. Ania i Julianna odwiedziły Dianę i jej maleństwo – Annę Kordelię.

Pierwszy rozdział Wymarzonego Domu Ani przynosi nam obraz 25-letniej Diany jako szczęśliwej mężatki: „nabrała w tym czasie dużo powagi. Tylko czarne oczy zachowały blask brylantów, policzki pozostały jak dawniej różowe, a dołeczki tak czarowne jak w owe dawne, minione dni, kiedy to ona i Ania Shirley na stokach ogrodu przysięgały sobie wieczną przyjaźń”. Wypowiadała się jak doświadczona mężatka, wywołując rozbawienie Ani. Mówiła, że w każdym małżeństwie są dobre i złe chwile. Pochlebnie wypowiadała się o działalności Klubu Miłośników Avonlea, który doprowadził do założenia telefonów. Denerwowało ją to, że Pye’ówny podsłuchiwały rozmowy. Była bardzo nieszczęśliwa, że Ania i Gilbert będą mieszkali daleko od Avonlea. Bulwersował ją nieco fakt, że Ania nie będzie mieć druhen, i że państwo Blythe nie wybierają się w podróż poślubną. Zachwycała się figurą Ani i rozpaczała, że sama staje się „coraz pełniejsza”.

W dzień ślubu Ani Diana przybyła na Zielone Wzgórze z dziećmi – Anią Kordelią i Fredem, pomóc w przygotowaniach do uroczystości. Cieszyła się, że Ania miała piękną pogodę w tym najważniejszym dniu. W trakcie przygotowań spierała się nieśmiało z panią Linde w kwestii ilustrowanych magazynów – uważała, że są świetną zabawką dla dzieci. Gdy Ania opuściła wraz z mężem Zielone Wzgórze, Diana z dziećmi pozostała, by dotrzymać towarzystwa Maryli i pani Linde.

Gdy Ania spodziewała się dziecka, Diana przysłała piękne ubranka. Regularnie pisała do swej przyjaciółki. Spotykamy ją ponownie na kartach Ani ze Złotego Brzegu: „Nawet przy świetle księżyca było widać, że jej włosy są jeszcze ciągle czarne, policzki rumiane, a oczy błyszczące. Lecz światło księżyca nie mogło ukryć, że stała się znacznie postawniejsza niż dawniej, a przecież i tak nigdy nie była, jak to mówiono w Avonlea, „sucha””.Diana zachwycała się, że Ania pozostaje niezmiennie szczupła i wzdychała nad upływem czasu.

Młode kobiety postanowiły spędzić razem cały następny dzień, odwiedzając miejsca, w których bawiły się jako dzieci. Diana była bardzo dumna ze swej 11-letniej córeczki, która potrafiła bez problemu podać kolację. Należała do Koła Pomocy Pań. Przyznała się, że wieczorami często marzy, że jest na powrót małą dziewczynką, która bawi się z Anią w Zaciszu Słowika. Od czasu zamążpójścia nie chodziła do ogrodu Hester Gray. Cieszyła się, ze jej córka jest marzycielką, tak jak jej najlepsza przyjaciółka. W czasie wspólnie spędzonego dnia „Przyjaciółki wymieniały wesołe spojrzenia, pełne wzajemnego zrozumienia i ciepła. Nie musiały nawet rozmawiać. Ania zawsze utrzymywała, że ludzie tak bliscy sobie, jak ona i Diana, umieją czytać nawzajem w swoich myślach”. Gdy przyjaciółki jadły czekoladowe ciasto, przygotowane przez Anię, Diana, która bardzo lubiła słodycze, po raz kolejny skarżyła się na swą tuszę, obawiając się, że będzie gruba jak ciotka Sara. Powiedziała również, że zawsze chciała mieć bliźnięta i rozpaczała, że dzieci rosną tak szybko. Jej najmłodszy synek, Jack, miał wówczas 9 lat i protestował, gdy mama przychodziła w nocy otulać go kołderką.

Mimo szczerych chęci Diana nie mogła zbyt szybko skorzystać z zaproszenia do Złotego Brzegu – miała dużo pracy w domu. W końcu udało jej się przyjechać na tydzień we wrześniu.

W Dolinie Tęczy jest wzmianka, że dzieci Ani i Gilberta nazywały Dianę „ciocią”. Ania nazwała jedną ze swych bliźniaczych córeczek Dianą, na cześć swej ukochanej przyjaciółki. Historia przyjaźni Ani i Diany była doskonale znana ich dzieciom.

W Rilli ze Złotego Brzegu dowiadujemy się, że syn Diany, Jack, poszedł do wojska i został ciężko ranny w czasie wojny. Ania pojechała wówczas do Avonlea, pocieszać przyjaciółkę.

Diana zawsze „z całkowitą szczerością podziwiała zalety i zdolności swoich przyjaciół”. Przyjaźń Ani i Diany to zdecydowanie jedna z najpiękniejszych relacji, jakie można obserwować na kartach najwybitniejszych dzieł literatury światowej.

„(…) dotrzymałyśmy naszego uroczystego przyrzeczenia, prawda?
— Tak. Przez te wszystkie minione lata i na pewno nadal tak będzie” (Ania ze Złotego Brzegu. – tak mówiły Ania i Diana w czasie swej niezapomnianej wyprawy w krainę szczęśliwej młodości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marigold
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:43, 21 Lut 2009    Temat postu:

Zawsze przepadałam za Dianą Smile To taka urocza osóbka i wspaniała przyjaciółka. Świetna, jak zawsze, charakterystyka, Aniulko Smile Dziękuję, kochana, za dedykację. Moja Diana :*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Paulina
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:01, 22 Lut 2009    Temat postu:

A jednak...nie mogłam się oprzeć i dzisiejsze przedpołudnie poświęciłam na napisanie połowy charakterystyki Gilberta. Bardzo proszę o dokładną lekturę i wyłapywanie elementów, które mogły istotnie wpłynąć na mój sposób postrzegania tej postaci - mam nadzieję, że mimo wszystko udało mi się nie włączyć do tego opisu zbyt wielu elementów "z życia wziętych" Wink

Gilbert Blythe - cz. I.

Postać uroczego łobuziaka pojawia się na kartach powieści za sprawą Diany Barry, która informuje Anię, że chłopiec prawdopodobnie pojawi się w szkole, po długiej nieobecności, spowodowanej wyjazdem do krewnych w Nowym Brunszwiku. Dowiadujemy się, że Gilbert jest „śliczny” - i bardzo lubi dokuczać dziewczynkom. Ania przypomniała sobie wówczas, że widziała nazwisko „Gilbert Blythe” wypisane na ścianie obok wejścia, razem z imieniem „Julia Bell”, z adnotacją „Uwaga”. Diana stwierdziła, że Gilbert nie lubi Julii, bo mówił, że uczył się tabliczki mnożenia na piegach tej dziewczynki. Ania dowiedziała się również od przyjaciółki, że będzie się uczyć z Gilbertem w jednej klasie. Chłopiec miał już prawie czternaście lat, ale choroba ojca i wyjazd do Alberty spowodowały trzyletnią przerwę w jego edukacji. Mimo tego Gilbert był zawsze prymusem.

Gdy Gilbert pojawił się w sali lekcyjnej, Diana zwróciła uwagę Ani na chłopca siedzącego na prawo od środkowego przejścia. Gdy Ania spojrzała w kierunku wskazanym przez koleżankę, ujrzała Gilberta, który właśnie był zajęty przypinaniem szpilką do krzesła...warkocza Ruby Gillis. W tym miejscu powieści otrzymujemy pierwszy opis wyglądu naszego bohatera. „Był to smukły chłopiec o czarnych, kędzierzawych włosach, figlarnych, ciemnych oczach i wesołym uśmiechu na ustach”. Gdy jego psota przyniosła spodziewany efekt, szybko wyciągnął szpilkę i spojrzał łobuzersko na Anię. Nasza bohaterka zgodziła się z Dianą, że Gilbert jest przystojny, ale nie spodobało się jej jego zuchwalstwo.

Chłopiec starał się za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę Ani. Niestety, zabrał się do tego zdecydowanie od złej strony – chwycił koleżankę za warkocz i krzyknął: „Patrzcie! Marchewka! Marchewka!”. Wściekła Ania rozbiła mu na głowie swoją tabliczkę do pisania. Gdy oburzony nauczyciel zwrócił jej uwagę, Gilbert przyznał się do winy, co jednak w niczym nie pomogło. Próbował przeprosić Anię po lekcjach, ale dziewczynka obiecała sobie, że już nigdy więcej na niego nie spojrzy. Diana nie mogła się nadziwić, że Ania nie przyjęła przeprosin chłopaka, wiedząc, że sama na pewno od razu by wybaczyła uroczemu łobuziakowi. Ania natomiast stwierdziła, że Gilbert nigdy nie uzyska jej przebaczenia. Diana wyznała, że Gilbert „z dziesięć razy” nazwał ją wroną, z powodu kruczoczarnych włosów, i ma zwyczaj żartowania ze wszystkich dziewczynek, co jednak nie wpłynęło na zmianę postanowienia Ani.

Gdy pan Philips postanowił ukarać Anię za spóźnienie, choć dziewczynka wcale nie była winna, kazał jej usiąść obok Gilberta. Ania uczyniła to z ogromną niechęcią, kryjąc twarz w dłoniach. Gilbert w tym czasie pochłonięty był bez reszty rozwiązywaniem zadania z matematyki, ale udało mu się podsunąć Ani czerwone serduszko z cukru, z napisem „jesteś słodka”. Ania ze złością rzuciła serduszko na ziemię i rozgniotła je obcasem, nawet nie patrząc na nieszczęśliwego ofiarodawcę. Gdy spotykała Gilberta w szkółce niedzielnej, w czasie, gdy nie chodziła do szkoły, traktowała go z lodowatą pogardą, mimo iż chłopiec bardzo się starał, by otrzymać jej wybaczenie.
W trakcie rozmów z Dianą nie chciała słuchać wieści na temat Gilberta.

Kiedy Ania postanowiła wrócić do szkoły, rozpoczęło się między nią a Gilbertem ostre współzawodnictwo o pozycję prymusa wśród uczniów, przerabiających czwartą część „Wypisów”.
Gilbert był świetnym uczniem. Jego nazwisko zostało umieszczone na głównej tablicy, ale chłopiec był zdecydowanie bardziej zadowolony w dniu, w którym na tablicy znalazły się obok siebie dwa nazwiska: Ani Shirley i Gilberta Blythe'a. Gdy Ania prześcignęła go w nauce, ku niezadowoleniu dziewczynki serdecznie jej powinszował na forum szkoły.

W piątej klasie Ania zazdrościła Gilbertowi łatwości w pojmowaniu geometrii. Cały czas nie wymawiała jego imienia; zwykle wyglądało to tak: Gil...niektórzy chłopcy...W ten sposób na przykład dowiadujemy się z ust Ani, że jeżeli chodzi o przekonania polityczne, „Gil...” jest liberałem.

Gdy w czasie koncertu Gilbert występował z recytacją, w trakcie deklamowania wiersza przy słowach „Jest tu inne dziewczę, nie siostra…” patrzył prosto na Anię, ta jednak ostentacyjnie czytała wówczas książkę. Diana czyniła jej z tego powodu wyrzuty, lecz Ania powiedziała, że nawet jej, najlepszej przyjaciółce, nie pozwala wymieniać imienia tego człowieka. Po incydencie z ciastem dla pastorowej Ania rozpaczała, że Gilbert będzie się z niej wyśmiewał. Gdy złamała nogę, martwiła się, że Gilbert prześcignie ją w szkole.

Po koncercie szkolnym, gdy jedna z róż, którymi udekorowana była fryzura Ani, upadła na ziemię, Gilbert ją podniósł i schował do kieszonki na piersiach. Diana uważała, że Gilbert był niezrównany w dialogu, w którym wystąpił, i po raz kolejny strofowała przyjaciółkę, iż jest zbyt surowa dla tego chłopca. Ania jednak była w dalszym ciągu uparta.

Szczęście dopisało Gilbertowi w dniu niefortunnej inscenizacji „Elaine”. Uratował Anię z przeciekającej łódki, zabierając ją do łodzi Andrewsa. Na brzegu usiłował po raz kolejny przeprosić Anię za marchewkowy incydent. Powiedział, że jej włosy są bardzo piękne. Prosił Anię, by zostali przyjaciółmi. Ania przez chwilkę zawahała się – przyczyną było nowe, nieznane uczucie, spowodowane przez „na poły nieśmiały, na poły gorący” wyraz oczu chłopca. Mimo tego odpowiedziała na jego prośbę bardzo ostro, do tego stopnia, że zagniewany Gilbert powiedział, że już mu nie zależy na jej przyjaźni, i nigdy więcej już o nią nie poprosi, czym prędzej wskoczył do łodzi pana Andrewsa i odpłynął.

Gilbert znalazł się w gronie seminarzystów panny Stacey. Jego współzawodnictwo z Anią wyraźnie się zaostrzyło. Był godnym przeciwnikiem dumnej dziewczyny, jednak zupełnie ignorował jej istnienie. Rozmawiał wesoło z innymi koleżankami, pożyczał im książki i odprowadzał do domu, lecz Ania jakby przestała dla niego istnieć. Ania ze zdumieniem odkryła wówczas, że boli ją zaistniała sytuacja, a dawna niechęć zniknęła, ale dziewczyna w żaden sposób nie dała tego po sobie poznać.

Gilbert i Ania nie odzywali się do siebie także w czasie trwania egzaminów wstępnych do seminarium nauczycielskiego. Mieszkańcy Avonlea zakładali się, kto z nich osiągnie lepszy wynik. Po egzaminach Gilbert od czasu do czasu zaglądał na pocztę, by sprawdzić, czy nie nadeszły rezultaty. W końcu okazało się, że uzyskali jednakowy wynik.

Gdy Ania występowała jako recytatorka na koncercie, Gilberta, który przybył na koncert w towarzystwie Józi Pye, zachwyciła wiotka postać i uduchowiona mina panny Shirley.

Gilbert, tak samo jak Ania, postanowił rozpocząć naukę w seminarium od razu na wyższym kursie. Ania ucieszyła się z tego, ponieważ polubiła współzawodnictwo, a poza tym odkryła, że Gilbert ma ...wspaniały podbródek. W czasie nauki w seminarium Gilbert zaprzyjaźnił się z Ruby Gillis i nosił jej torbę podróżną. Był bardzo ambitny, i wytrwale dążył do wytyczonego sobie celu. „Gilbert był to niewątpliwie zdolny, mądry chłopiec, o samodzielnych poglądach, pełen chęci zdobycia w życiu tego, co jest w nim najlepsze, i ofiarowania mu najszlachetniejszej części swej istoty”. Ruby przyznawała, że nie rozumie zbyt wiele z tego, co mówi do niej kolega, ale uważała go za bardzo przystojnego chłopca.

Gilbert ukończył seminarium ze złotym medalem. Mimo tego nie wybierał się do koledżu w Redmond, ponieważ nie było go na to stać, i musiał najpierw zarobić pieniądze na dalsze studia, żeby odciążyć finansowo ojca, który nie był w stanie opłacić jego edukacji. Miał pracować jako nauczyciel w Avonlea.

Maryla zauważyła, że Gilbert był bardzo podobny do swego ojca, który swego czasu był określany przez ludzi jako „jej narzeczony”. Gdy po śmierci Mateusza Cuthberta Gilbert dowiedział się, że Ania, by pomóc Maryli, również odkłada w czasie rozpoczęcie nauki w koledżu i szuka pracy, szlachetnie odstąpił jej miejsce w szkole w Avonlea. Przyjął posadę w White Sands, gdzie musiał dodatkowo opłacać pensjonat. Dopiero wtedy Ania postanowiła przełamać swą dumę, wybaczyć Gilbertowi dawne nieporozumienia i przeprosić go za wszystko.

Gilbert z radością przyjął przeprosiny, ciesząc się, że mógł jej oddać taką „drobną” przysługę. Od tej pory Ania i Gilbert zostali przyjaciółmi. Gilbert powiedział wówczas, że wiedział, że są „stworzeni na przyjaciół”. Stwierdził także, że będą się wspierać i pomagać sobie w nauce. Odprowadził Anię do domu, a rozmowa przy furtce trwała prawie pół godziny.

W „Ani z Avonlea” dowiadujemy się, że Gilbert pracował jako nauczyciel w White Sands, ale każdy weekend spędzał w Avonlea. Był jednym z założycieli Klubu Miłośników Avonlea i został obrany jego prezesem. W czasie dyskusji z Anią stworzyli wyidealizowaną wizję ukochanej miejscowości.

Jako nauczyciel, Gilbert uważał, że nie należy zbyt często bić dzieci; przyznawał rację Ani, że istnieją lepsze metody wychowawcze, ale uważał, że czasem rózga może być ostatnim ratunkiem nauczyciela. Cieszył się, że Ani świetnie idzie praca w szkole. Sam również bardzo lubił swoją pracę i uważał, że bardzo wiele się dzięki niej nauczył.

Jako prezes KMA należał do komitetu, odpowiedzialnego za malowanie Domu Ludowego w Avonlea i kwestował z Alfredem Wrightem na drodze do White Sands. Gdy dowiedział się, jaki efekt przyniosła ich praca, wzburzony pobiegł na Zielone Wzgórze – nie mógł uwierzyć w to, co się stało.

W czasie rozmów o przyszłości, jakie Gilbert i Ania często ze sobą prowadzili, Gilbert wyznał, że postanowił zostać lekarzem. Uważał, że walka jest jednym z podstawowych obowiązków człowieka, i chciał poświęcić się walce z cierpieniem, chorobami i zacofaniem. Mówił: „Chcę uczciwie wykonać moją część ogólnoludzkiej pracy, chcę dodać coś do zasobu wiedzy, którą nagromadziły wieki poprzednie. Ci, co żyli przede mną, zrobili tak wiele dla mnie, że chcę okazać mą wdzięczność czyniąc coś dla przyszłych pokoleń. To jedyny sposób wywiązania się uczciwie z długów zaciągniętych wobec społeczeństwa”.

Gilbert był wysportowanym mężczyzną, jeździł na rowerze. Przez cały czas uczył się razem z Anią – wiemy, że zajmowali się wspólnie Wergiliuszem, przygotowując się do wstąpienia na Uniwersytet. W „Ani z Avonlea” mamy kolejny opis wyglądu bohatera: „Jakże po męsku wyglądał — wysoki, barczysty chłopiec o szczerym, jasnym spojrzeniu. Ania uważała, że Gilbert jest bardzo przystojny, pomimo iż odbiegał od tego typu męskiej urody, który był jej ideałem”.

Marzenia Gilberta koncentrowały się wokół Ani. „Zapytany o swój ideał kobiecy odmalowałby portret zgodny co do joty z portretem Ani, nie pominąłby nawet owych siedmiu piegów, których znienawidzona obecność ciągle dręczyła ich właścicielkę”. Przede wszystkim dbał o przyjaźń, która ich połączyła, licząc, że z czasem zasłuży sobie na jej miłość. Ze względu na nią starał się być wierny ideałom i postępować tak, jakby miał się spowiadać przed Anią z każdego uczynku. Podziwiał jej urodę, ale cenił ją przede wszystkim za osobowość, za to, że nie była skłonna do zawiści, flirtów i intryg. Nie zdradzał swych uczuć – w obawie przed odrzuceniem.

Prezes KMA cieszył się ze wszystkich sukcesów, jakie odnosili wspólnie młodzi przyjaciele. Doradzał, by nie wysyłać więcej delegacji do pana Boutlera w sprawie sławetnej rudery, bo te go tylko irytują. Wspólnie z Anią zredagował słynne artykuły „Spostrzegacza”; w jednym z nich wydrwił samego siebie. „Burza Wuja Andrewsa” zaskoczyła go w szkole. Bardzo obawiał się o swoich uczniów. Ucieszył się ze zniszczenia rudery, ale czuł się w pewien sposób odpowiedzialny za burzę – jakby ją niechcący „wyczarował”.

Po dwóch latach pracy w White Sands jesienią Gilbert wybierał się na Uniwersytet. Bardzo się ucieszył na wieść o tym, że Ania również pójdzie w jego ślady. Diana wypytywała nieśmiało Anię o jej uczucia do Gilberta, ale panna Shirley oznajmiła, że są po prostu dobrymi przyjaciółmi. Mieszkańcy Avonlea już od pewnego czasu dostrzegali, że Gilbert podkochuje się w Ani. Ania również coraz częściej zaczynała myśleć o przyszłości, w której, o dziwo, naczelne miejsce zajmował Gilbert – mimo iż starała się odpędzić od siebie te myśli; „to on ustawiał meble, zakładał ogród i wykonywał rozmaite polecenia, które melancholijny bohater uważał za niegodne swej osoby”.

Gilbert był jednym z gości na ślubie panny Lawendy i brał czynny udział w obrzucaniu panny młodej ryżem.

Na końcu „Ani z Avonlea” po raz pierwszy Gilbert wyraźnie daje Ani do zrozumienia, co do niej czuje. Z kolei w pierwszym rozdziale „Ani na Uniwersytecie” Diana ubolewa nad tym, że nie może zgłębić istoty uczuć, jakimi Ania darzy Gilberta. Młodzieniec po raz kolejny starał się wyznać Ani miłość, ale dziewczyna wystraszyła się i szybko zmieniła temat rozmowy. Obawiała się rodzącego się między nimi uczucia.

Gilbert cieszył się na myśl o wyjeździe do Kingsport. W trakcie przyjęcia pożegnalnego starał się przebywać jak najbliżej Ani. Na pamiątkę od przyjaciół z KMA otrzymał wieczne pióro. W czasie wieczoru po raz kolejny próbował okazać Ani swe uczucia, ale bohaterka uciekła i przez resztę zabawy spędzała czas w towarzystwie Charliego Sloane'a. Gilbert zaś bawił się z Ruby Gillis.

Ostatni dzień przed wyjazdem spędził z Anią na Zielonym Wzgórzu, starając się poprawić przyjaciółce humor. Pocieszał ją, że wszystkie uwagi, które musiała ostatnio wysłuchiwać, były nieuniknione, bo jako pierwsza z dziewcząt z Avonlea wyjeżdża na Uniwersytet – nie powinna się więc nimi przejmować. Zabrał ukochaną na spacer po lesie, gdyż chciał jej tam pokazać małą jabłonkę, zagubioną w lesie – co bardzo dobrze świadczy o jego wrażliwości na piękno. Wdrapał się na drzewko i zerwał kilka jabłek.
Zrozumiał, że na razie musi pozostać dla Ani w dalszym ciągu „tylko” przyjacielem. Gdy odprowadził ją do domu, porównał ją w myślach do białej lilii, i z bólem stwierdził, że wątpi, czy piękna Ania kiedykolwiek zwróci na niego uwagę...

W czasie podróży statkiem dotrzymywał Ani towarzystwa na pokładzie. W Kingsport bardzo szybko odnalazł się wśród nowych kolegów. Poprowadził zespół nowicjuszy do zwycięstwa nad starszymi studentami w meczu sportowym – zastosował nową i oryginalną taktykę. Został „patronem” klasy nowicjuszy, przyjęto go także do elitarnego klubu „Lambda Tetha” - musiał jednak przedefilować przez miasto w wielkim kapeluszu i fartuchu kucharskim, co uczynił bez wahania. Był także kapitanem drużyny futbolowej. Odpisywał na listy Ruby Gillis, co wywołało małe ukłucie zazdrości w sercu Ani. Przyjaźnił się z Charliem Sloanem.

W czasie spaceru po parku w Kingsport Gilbert cytował Ani poezję i stwierdził, że w obliczu majestatu drzew ludzkie aspiracje wydają się śmiesznie małe. Gdy przyjaciółka zaczęła mówić o przeżywaniu smutku, nie mógł pogodzić w myślach jej radosnej postaci z cierpieniem i wyraził pragnienie, by nigdy nie przeżywała głębokiego smutku. Powiedział, że z chęcią usunąłby wszelkie zmartwienia i trudy z jej życia.

Na studiach osiągał świetne wyniki. Starał się o stypendium Thornburna. Bardzo pomagał Ani w załatwianiu różnych formalności na uczelni. Plotkarze już dawno uczynili z nich parę. Gilbert starał się być bardzo ostrożny, by nie narazić się na odtrącenie. „Postanowił być teraz tylko dawnym towarzyszem szkolnym z Avonlea, bo wiedział, że w tej roli zwycięży każdego romantycznego rywala”. Nie potrafił jednak zrozumieć rozpaczy Ani po aferze z „Pokutą Aweryli”.

W czasie ferii zimowych regularnie odwiedzał Anię na Zielonym Wzgórzu. Anię coraz bardziej peszyło jego spojrzenie, pełnie nieśmiałego wyczekiwania. Wreszcie pewnego dnia, późną wiosną Gilbert zdecydował się na poważny krok; przyniósł Ani pęk świeżych kwiatów; chciał, by przypomniały jej dawne, szkolne czasy. Oznajmił jej wówczas, że spędzi wakacje jako dziennikarz „Nowin Codziennych”. Powiedział wówczas Ani, że ją kocha, tak bardzo, że nawet nie potrafi tego wyrazić, i pragnie ją poślubić. Gdy Ania odmówiła, gorzko pytał, czy choć troszkę ją obchodzi jego osoba. Ania z wyrzutem stwierdziła, ze wszystko między nimi popsuł, i że obchodzi ją jedynie jako przyjaciel. Nie dała mu żadnej nadziei. Gilbert był śmiertelnie blady, a wyraz jego oczu miał jeszcze długo prześladować Anię. Pytał, czy jest może ktoś inny, kto znalazł miejsce w sercu jego wymarzonej ukochanej, i stwierdził z goryczą, że przyjaźń już mu nie wystarcza. Ania przepraszała go, lecz on uważał, że nie powinna, po czym pożegnał się z nią.

Gilbert szukał zapomnienia w pracy. Przez całe wakacje nie pisał do Ani, a ona unikała rozmów o nim w Avonlea. Wszyscy uważali, że Ania i Gilbert stanowią idealną parę. W nowym roku akademickim w dalszym ciągu odwiedzał koleżanki w „Ustroniu Patty”, ale traktował Anię z dużym dystansem. Nie dawał po sobie poznać, jak bardzo cierpi z powodu nieszczęśliwej miłości, w dalszym ciągu pilnie się uczył i prowadził dość bujne życie towarzyskie. Po pewnym czasie plotkarze zaczęli mówić o jego związku z Krystyną Stuart. W czasie kolejnych wakacji ponownie podjął pracę w redakcji. Ania otrzymała od niego jedną wiadomość – kopię protokołu z zebrania.

Gilbert był drużbą na ślubie Diany Barry i Alfreda Wrighta. Ania zauważyła, że dawny przyjaciel nieco zeszczuplał. Na widok Ani w stroju druhny oblał się delikatnym rumieńcem. Wszyscy byli zachwyceni tym, jak prezentowali się razem jako druhna i drużba. Po ślubie odprowadził Anię na Zielone Wzgórze,

Ania była nieco zazdrosna o Krystynę. Przez ostatni rok pobytu Ani w Kingsport Gilbert pilnie się uczył, starając się o nagrodę Coopera. Przysłał Ani bukiet konwalii na uroczystą promocję – Ania przypięła te kwiaty do sukni zamiast fiołków od Roya Gardenera, ku wielkiej radości Gilberta. Na zabawie tanecznej, która miała miejsce dzień wcześniej, Ania nosiła cieniutki złoty łańcuszek z serduszkiem z emalii, który dostała od Gilberta na Boże Narodzenie. Humor popsuły jej plotki o bliskich zaręczynach Gilberta z Krystyną; nie chciała nawet z nim zatańczyć.

Przez ten ostatni rok Gilbert bardzo zeszczuplał i zbladł. W lipcu Anię poraziła wiadomość o jego ciężkiej chorobie. Młodzieniec zapadł na tyfus, co przy znacznym osłabieniu organizmu było strasznie groźne – Gilbert walczył ze śmiercią. Dopiero wówczas Ania zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo go kocha. Zrozumiała, że ani ona nie kochała Roya Gardenera, ani on nie darzył uczuciem Krystyny Stuart. Na szczęście Gilbert pokonał chorobę – tej nocy, w której Ania zdała sobie sprawę, że go kocha.

Po powrocie do zdrowia Gilbert zaprosił Anię na spacer do ogródka Hester Gray. Ania z początku odmówiła, bo szykowała suknię na ślub Ali Penhallow. Ich przyjaźń rozkwitła ponownie, lecz Ani przestało to wystarczać. Na obiecany spacer wybrała się w zielonej sukience, którą Gilbert bardzo lubił. Gilbert w czasie choroby bardzo spoważniał. Mimo obaw Ani, mężczyzna odważył się zapytać, czy któreś z jej marzeń pozostało niespełnione. Ania uniknęła odpowiedzi, ale Gilbert nie dał za wygraną. Powiedział: „Ja osobiście mam tylko jedno marzenie. Powraca ono do mnie ciągle, chociaż wiem, że prawdopodobnie nigdy się nie spełni. Marzę o własnym domu, o rozpalonym ogniu na kominku, o własnym kocie i psie, o odgłosie kroków przyjaciół, którzy przyszli w odwiedziny i — marzę o tobie”, po czym ponownie oświadczył się Ani. Dziewczyna nie była w stanie zdobyć się na odpowiedź, ale jej wzrok powiedział mu wszystko. Spacerowali do zmroku. Wówczas Gilbert wyjaśnił Ani kwestię relacji z Krystyną Stuart, która była siostrą jego kolegi, a poza tym była już zaręczona. Wyznał, że chciał zdusić w sobie uczucie do Ani, ale nie był w stanie. Dopiero list od Izy Gordon uświadomił mu, że Ania nie przyjęła oświadczyn Roya Gardenera, i być może Gilbert powinien spróbować szczęścia ponownie. List ten zdecydowanie przyspieszył jego powrót do zdrowia, ku zdumieniu lekarzy.

„Teraz wszystko już będzie dobrze, prawda? Niech ten dzień pozostanie naszą najuroczystszą rocznicą — dziś zostaliśmy obdarzeni najwyższym pięknem życia.” powiedział Gilbert. Oznajmił Ani, że będą musieli jeszcze poczekać ze ślubem trzy lata, dopóki on nie skończy studiów medycznych. Wieczór zakończył się pierwszym pocałunkiem zakochanych.

cdn.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Anna Paulina dnia Nie 14:02, 22 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marchewcia
Stały Bywalec
Stały Bywalec


Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:49, 22 Lut 2009    Temat postu:

Zgadzam się wspaniałe charakterystyki Wink
Ciekawe i szczegółowe.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marigold
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:54, 22 Lut 2009    Temat postu:

Szczegółowe to mało powiedziane! Smile Jak zawsze wspaniale, Aniulko. Bardzo się cieszę, że w końcu napisałaś charakterystkę Gilberta... Śliczny i romantyczny Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lawenda
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: jedną nogą w niebie drugą w Lorien...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:57, 22 Lut 2009    Temat postu:

Cudowne charakterystyki Aniu!
Kawał dobrej roboty Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lawenda dnia Nie 17:57, 22 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ines
Marzyciel
Marzyciel


Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:15, 22 Lut 2009    Temat postu:

Bardzo podobają mi się Twoje charakterstyki. Z wielką przyjemnością je czytam. Szczególnie spodobał mi się opis postaci Gilberta i dlatego też z wielką niecierpliwością czekam na dalszą jej część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Paulina
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:16, 22 Lut 2009    Temat postu:

Dziękuję wszystkim za miłe słowa. Dobrze mi się pisze te charakterystyki dlatego, że posiłkuję się ebookami, wyszukując odpowiednie imiona w tekście...Inaczej pracowałoby się dużo trudniej Wink

Gilbert Blythe cz. II

W Ani z Szumiących Topoli Gilbert pojawia się przede wszystkim jako adresat listów Ani. W czasie, gdy Ania pracowała w Summerside, Gilbert studiował medycynę w Kingsport. Jego imię pojawia się na kartach powieści wielokrotnie, ale on sam wkracza na arenę dość rzadko. Zakochani spotykają się w Święta, gdy Ania przywozi na Zielone Wzgórze Juliannę Brook. Jego wygląd w pierwszej chwili zaskoczył narzeczoną, ponieważ na twarzy przystojnego młodzieńca o orzechowych oczach pojawił się wąsik. Gilbert podarował Juliannie brązową figurkę kotka – przycisk do papieru. Zawiózł również panie w odwiedziny do Diany, która właśnie urodziła córeczkę, a także na koncert. Ku radości Ani, bardzo polubił Juliannę.

W wakacje Gilbert wyjechał na Zachód, pracować przy budowie linii kolejowej.

Wymarzony Dom Ani rozpoczyna się, naturalnie, od przygotowań do ślubu Ani i Gilberta. Nowożeńcy mieli zamieszkać nad Przystanią Czterech Wiatrów, 60 mil od Avonlea. Gilbert miał tam przejąć praktykę lekarską po stryju. Maryla traktowała go jak syna – którym mógłby być, gdyby nie jej upór przed wieloma laty.

Wieczorem, kilka tygodni przed ślubem, Gilbert opisał ukochanej narzeczonej ich przyszły dom. Wiedział, że Ania będzie zachwycona mieszkaniem, jakie udało mu się wynająć. Zakochani „nie mieli obawy ani też nadziei, że małżeństwo wyleczy ich z romantyzmu”.

Tuż przed ślubem Gilbert z radością wspominał dzień, w którym uzyskał wybaczenie, i pierwszą nadzieję na zdobycie serca Ani. Mówił do narzeczonej, że był wówczas najszczęśliwszym chłopakiem na całym świecie, i zaczął patrzeć z optymizmem w przyszłość.

Dzień ślubu był dla Gilberta niezapomnianym przeżyciem: „W końcu należała do niego na zawsze, ta wymykająca się, dawno poszukiwana Ania, pozyskana wreszcie po latach cierpliwego czekania. Do niego schodziła w słodkim wahaniu panny młodej. Czy też był jej wart? Czy będzie w stanie dać jej to szczęście, o którym marzył? A gdyby ją zawiódł, gdyby nie okazał się takim, jakim ona go sobie wyobrażała?” Słowa pisarki świadczą o wielkiej sile uczucia, jakim Gilbert darzył Anię, a także o jego wrażliwości i prawości charakteru. „Oboje należeli do siebie i nic nie mogło zmienić tego faktu, cokolwiek życie mogło im jeszcze przynieść. Każde z nich trzymało szczęście drugiego w swych rękach i oboje bez obawy spoglądali w przyszłość”. Gilbert bardzo się cieszył, że ich zaślubinom towarzyszył piękny koncert ptasiego śpiewu – dziwił się, że nie zleciały się do Avonlea wszystkie ptaki świata, by uczcić ten cudowny dzień.

Gilbert obawiał się, że Ania może się czuć samotna w nowym domku, gdy on będzie wyjeżdżał do pracy, lecz żona uspokoiła go mówiąc, że na pewno nie będzie jej smutno w tak pięknym otoczeniu. Gilbert nie widział świata poza swą piękną małżonką. Ramię w ramię przekroczyli próg ich nowego mieszkania.

Mężczyzna był bardzo dumny, gdy mógł przedstawić kapitanowi Jimowi Boydowi Anię jako swoją żonę. Szybko zaprzyjaźnił się z kapitanem Jimem; mężczyźni często prowadzili długie rozmowy na najróżniejsze tematy. Gdy stary wilk morski opowiedział im historię powstania „wymarzonego domku”, Gilbert podsumował ją pięknymi słowami: „wielka miłość i wielki ból potrafią dokazywać nie wiadomo jakich cudów”.

Miesiąc miodowy upłynął Ani i Gilbertowi na cudownych morskich wycieczkach, długich spacerach i pracach w ukochanym domu. Przeżyli cztery tygodnie niczym nie zmąconego szczęścia. Gilbert był bardzo dumny ze swojego zawodu. Wkrótce po ślubie po raz pierwszy mógł świętować uratowanie czyjegoś życia – stosując nowatorską metodę leczenia zdolny lekarz odratował pewną kobietę. Był bardzo oddany swej pracy i pięknie wypowiadał się o obowiązkach lekarskich i dziękował Bogu za możliwość niesienia pomocy cierpiącym. Było to jego kolejne marzenie, które szczęśliwie się spełniło.

Gdy Anię odwiedziła panna Bryant, Gilbert przezornie schował się w gabinecie, ale zapowiedział, że będzie podsłuchiwał pod drzwiami. Bez wątpienia jedną z wielu zalet męża Ani było poczucie humoru. Często małżonkowie spędzali miłe chwile w latarni kapitana Jima. Gilbert bardzo polubił również Leslie Moore – Ania początkowo była nawet troszkę zazdrosna, i sprowokowała dyskusję na temat koloru włosów. Gilbert jednak zapewnił ją, że to ona jest panią jego serca. Mówił do żony „królowo Aniu”. Czasem żartował, że Ania marnuje się w Czterech Wiatrach jako małżonka biednego lekarza, czym doprowadzał kochającą żonę do pasji. Kochał również ich Wymarzony Domek, uważał, że to ich ostoja przed całym złem świata. Jako młody mąż i początkujący lekarz już czuł się człowiekiem, który osiągnął niemal pełnię szczęścia.

Podczas świątecznego obiadu bardzo sprawnie pokroił gęś – stwierdził, że w ostatnich miesiącach „pilnie studiował ten temat”. Wierzył w zdolności literackie swej żony i namawiał ją do podjęcia próby spisania życiorysu kapitana Jima. Wspólnie z przyjacielem zaśmiewali się z rozmów, jakie prowadziła panna Kornelia z Zuzanną Baker.

Gilbert bardzo przeżywał narodziny małej Joyce; jak wiadomo, poród był bardzo ciężki, i młody lekarz drżał z niepokoju o ukochaną żonę. Od początku wiedział, że stan dzieciątka jest beznadziejny, i starał się możliwie najdelikatniej przekazać to Ani. Bardzo cierpiał po stracie córeczki. Ania i Gilbert zawsze mogli liczyć na siebie nawzajem; w tych trudnych chwilach również się wspierali. Doktor Blythe bardzo się martwił złym stanem zdrowia i ducha swej ubóstwianej żony. Uważał, że powinna jak najwięcej przebywać na świeżym powietrzu, upierał się także, by zatrzymać na całe lato Zuzannę Baker. Z właściwym sobie poczuciem humoru zapowiedział żonie, że nie życzy sobie, aby w jego życiu sprawdziło się przysłowie, że żona szewca chodzi boso, a małżonki lekarzy umierają młodo. Bardzo lubił ciastka poziomkowe, przygotowywane przez Zuzannę.

Pacjenci bardzo lubili doktora Blythe'a. Gilbert szybko zdobył zaufanie mieszkańców Glen i Czterech Wiatrów. Był bardzo zapracowany. Ludzie wierzyli, że potrafi nawet wskrzeszać umarłych – od kiedy wyleczył Rhodę Allonby, której stan był już niemal beznadziejny.

Gilbert bardzo polubił Owena Forda. Wystarał się o małe czółno, którym razem z Anią i Owenem wybierali się na morskie wycieczki. Z kart „Wymarzonego Domu Ani' dowiadujemy się także, że Gilbert sam zbudował dla Ani ławeczkę w ogrodzie. Lubił także łowić ryby w zatoce. Martwił się losami Leslie Moore, i wyraził żal, że we właściwym czasie nie spotkała kogoś takiego jak Owen. Dziwił się, że Ania szybko zmieniła wówczas temat rozmowy.

Gilbert sprezentował Ani na Gwiazdkę pieska – setera. Drugie wspólne Święta obchodzili na Zielonym Wzgórzu. „Gilbert miał zwyczaj nazywać siebie starym mężem, na Anię jednak spoglądał zawsze niepewnymi oczami zakochanego młodzieńca. Wciąż jeszcze nie mógł w całej pełni uwierzyć, że należała do niego. Rozmyślał, że może to rzeczywiście tylko sen, cząstka tego cudnego marzenia, jakim był ich domek? Dusza jego wciąż jeszcze na palcach starała się stąpać przed nią, aby, broń Boże, nie spłoszyć cudnego widoku i nie rozwiać marzenia”.
Młody lekarz ciągle starał się dokształcać zawodowo – namiętnie czytał grube traktaty medyczne. Pewnego dnia wczesną wiosną pokłócił się z Anią; powodem sprzeczki była kwestia możliwości wyleczenia męża Leslie. Zbadał dokładnie nieszczęsnego mężczyznę, gdy leczył mu wrzód na szyi; zauważył wówczas, że może mu pomóc trepanacja czaszki. Uważał, że podstawowym obowiązkiem lekarza jest dbanie o pacjenta i zapewnienie mu leczenia dopóki istnieje choć odrobina nadziei. Bardzo go zabolała krytyka ze strony Ani, która miała na myśli przede wszystkim dobro Leslie. Chciał wyjść z pokoju bez słowa, ale Ania w porę się opanowała. Gilbert uważał, że jeśli uda się wyleczyć Ryszarda, to człowiek ten będzie mógł odkupić swe dawne winy. Stwierdził, ze jego obowiązkiem jest powiadomienie Leslie o możliwości wyleczenia jej męża. Mówił, że to nakaz jego sumienia. Był zawsze prawdomówny – prawda stanowiła dla niego wartość najwyższą. Uważał, najpiękniejsze zdanie w Piśmie Świętym to „Prawda was wyzwoli”. Był także bardzo uparty. Strasznie martwiło go nieporozumienie z Anią.

Rozmowa z Leslie była dla niego bardzo ciężka. Pojawiły się wówczas w jego głowie pewne wątpliwości. „Obowiązek w teorii jest jedną rzeczą, a w praktyce drugą, zwłaszcza gdy ten, co się nań powołuje, widzi przed sobą przerażone oczy kobiety”. Wyraz oczu Leslie długo go prześladował. Szczęśliwie Ania wybaczyła już mu ten pomysł i była dla niego oparciem.
Sugerował, że Leslie powinna odejść od Ryszarda, gdy ten powróci do zdrowia. Towarzyszył Leslie w podróży do Montrealu. Niepokoił się o wyniki operacji, martwiła go także ostra krytyka ze strony panny Kornelii. Nie mógł się doczekać wieści z Montrealu i niecierpliwił się, gdy Ania w pierwszej chwili nie była mu w stanie wyjaśnić, co się stało.

Wiosną tego samego roku Gilbert oznajmił przebywającej w Wymarzonym Domku Maryli, że „przysłała go Ania, aby akomunikować, że przybył tu pewien młody pan; nie przywiózł ze sobą zbyt dużo pakunków, ale ze wszystkiego widać, że ma zamiar pozostać u nas”. W ten sposób uświadomił Maryli, że została szczęśliwą babcią. Sam Gilbert „umierał z radości”, zwłaszcza, gdy zorientował się, że Jim Matthew będzie miał rude włosy. Przy okazji dyskusji na temat imienia wyraził żal, że nie znał lepiej Mateusza Cuthberta.

W czasie kampanii wyborczej Gilbert zaangażował się mocno w politykę i wygłaszał sporo przemówień na zebraniach. Był zwolennikiem konserwatystów. Wspominając sprzeczkę z Anią stwierdził, że nie chce, by żona była jego wiernym cieniem i zgadzała się z nim we wszystkim. Twierdził, że „nieznaczna opozycja dodaje zaprawy i ubarwia monotonię życia”. Śmiał się, gdy Ania łamała swe postanowienia odnośnie nieużywania dziecinnego języka. Był pod wrażeniem zdolności słowotwórczych swej ukochanej.

Gilbert określił się mianem „oszukiwanego małżonka”, gdy Ania nie chciała mu powiedzieć, co dzieje się między Leslie a Owenem. Nie mógł pojąć całej tej historii i marudził, że czuje się wypchnięty poza nawias. Zdumiała go niezmiernie wieść o zamążpójściu panny Kornelii, ale gdy otrząsnął się z oszołomienia, zaczął żartować z przyjaciółki, udzielając jej „dobrych rad” odnośnie wychowywania męża.

Ulubionymi kwiatami Gilberta były białe róże. Gdy kapitan „błogosławił” Anię i Leslie, Gilbert wzruszył się do łez. Nie wiedział jeszcze wówczas, że tego wieczora widział po raz ostatni swego przyjaciela z latarni morskiej. Gdy następnego dnia rankiem zobaczył zapalone światła latarni, czym prędzej ubrał się i pobiegł zobaczyć, co się stało. W latarni oboje z Anią stanęli wobec majestatu śmierci – ich przyjaciel przekroczył próg wieczności.

Gilbert i Ania przygarnęli do siebie „osieroconego” kota kapitana Jima. Gilbert strofował Zuzannę, gdy ta narzekała, że koty wysysają oddech małym dzieciom. Bardzo nie lubił przesądów.

Po pewnym czasie Gilbert zapytał Anię, co sądzi o posiadłości Morganów, którą wystawiono na sprzedaż. Mimo iż kochał Wymarzony Domek, wiedział, że nie będą mogli mieszkać w nim zawsze. Przeszkadzało mu nieco to, że ich dotychczasowe mieszkanie leżało na uboczu, co wydłużało jego drogę do potrzebujących. Poza tym domek był malutki, a taka okazja, jak dom Morganów, mogła się już nie powtórzyć. Ania, chcąc nie chcąc, musiała przyznać rację mężowi.

Gdy wyprowadzali się z Wymarzonego Domku, Gilbert stwierdził, że byli w nim bardzo szczęśliwi. Z uśmiechem na ustach czekał na Anię, gdy ta żegnała się z każdym zakątkiem.

Początek „Ani ze Złotego Brzegu” przynosi smutną wieść o śmierci ojca Gilberta. Małżonkowie udali się do Avonlea na pogrzeb. Lekarz bardzo szybko musiał jednak wrócić do Glen, ponieważ zostawił tam pacjenta w ciężkim stanie. Z ust Maryli dowiadujemy się, że matka Gilberta zmarła rok wcześniej.

Gilbert wspólnie z Anią wymyślili dla swego nowego domu piękną nazwę – Złoty Brzeg. Zawsze wyjeżdżał po małżonkę na stację, gdy ta wracała z podróży. Ubierał się wtedy elegancko, np. w ładny jasnoszary garnitur.
To on nadał kotu urocze imię „Odrobinek”. Uwielbiał wracać do domu po dniu ciężkiej pracy.

Szczęśliwe życie Gilberta na pewien czas zakłóciła przedłużająca się wizyta ciotki Mary Marii. Krewna już na wstępie zbeształa go za to, że zbyt krótko prowadzi modlitwę.

Gdy mały Jim zniknął, Gilbert przeraził się i czym prędzej wyruszył na poszukiwanie synka, który tymczasem spał spokojnie w swoim pokoju, schowany za drzwiami. Gilbert nie wrócił wówczas na noc, ponieważ odwoził do szpitala jakieś ciężko poparzone dziecko.
Martwił się o swojego młodszego synka, ponieważ Walter bał się ciemności. Miał nadzieję, że pomoże chłopcu wizyta u Parkerów w Lowbridge.

Gilbert pracował czasem ponad siły, a dodatkowo męczyła go ciotka Mary Maria. Ania dostrzegała to, i planowała wysłać go na urlop – nawet, jeśli miałby się wzbraniać. Jeżeli chodzi o ciotkę, „Z typowo męską bezradnością, jak by powiedziała panna Kornelia, uświadomił sobie, że ciotka Mary Maria stała się problemem w jego życiu rodzinnym”. Jego silne poczucie więzów rodzinnych zdecydowanie uległo osłabieniu. Wreszcie wyjechał na urlop – przez dwa tygodnie polował na bekasy w Nowej Szkocji.

Był bardzo dobrym ojcem – kochał swoje dzieci. Dbał na przykład o to, by „jak najdłużej przebywały w krainie baśni”. Jako świetny lekarz zawsze ciężko przeżywał, gdy któryś z jego pacjentów umierał.
--------------------------------------------------------------------
cdn.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marigold
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:42, 23 Lut 2009    Temat postu:

Jak zawsze świetnie, Aniu! Smile Mam tylko pytanie: co to są te bekasy? Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Paulina
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:40, 25 Lut 2009    Temat postu:

Bekas to nieduży ptak łowny - rodzinę bekasowatych można spotkać także w Polsce Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marigold
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:30, 26 Lut 2009    Temat postu:

Och, a ja myślałam, że Gilbert dopuścił się już kłusownictwa na bekasy, które wzięłam za jakieś... zające Wink Dziękuję za wytłumaczenie, Aniulko! Smile Moja znajomość fauny... <kręci głową>... sami widzicie Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
spinka
Marzyciel
Marzyciel


Dołączył: 21 Lut 2009
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Dublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:56, 27 Lut 2009    Temat postu:

Aniulko Twoje charakterystyki są niesamowite. Bardzo miło się je czyta Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
Stały Bywalec
Stały Bywalec


Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:05, 28 Lut 2009    Temat postu:

Świetne charakterystyki a jakie szczegółowe!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Twórczość LMM / Powieści / Seria o Ani Shirley Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin