Gilbert - papierowa postać

Rosa

Ostatnimi czasy irytuje mnie pan Blythe. Zwłaszcza jako mąż Ani.

Mam wrażenie, że jest tylko tłem dla Ani, i że jest nie mniej papierową postacią niż Royal Gardner. Zawsze w cieniu swojej ukochanej - co my właściwie o nim wiemy? Ponoć ma poczucie humoru, które odziedziczyła (ponoć) po nim Di, ale jak to się niby przejawia? Jako młody nauczyciel i potem student jest raczej patetyczny (te poważne rozmowy o przyszłości). Roy nie rozumie żartów, a kiedy to Gilbert się śmieje? Dopiero dużo, dużo później (Złoty Brzeg i te najnowsze opowiadania w Ani z Wyspy Ks. Edwarda) Gilbert żartuje, ale jest to raczej złośliwy humor. Ciągle poza domem, nie mamy więc możliwości bliżej go poznać jako pana doktora. Nie kojarzy się z wymarzonym towarzyszem życia dla poetycznej Ani.

Dałam tutaj upust mojej irytacji, ale szczerze mówiąc, nie czytałam ostatnio wszystkich części, więc czekam na opinie - może coś pominęłam albo przejaskrawiłam w tym opisie?

Włóczykijka

Zgadzam się. A poza tym, to (przyznam się, że od początku byłam przeciwna ich związkowi), Gilbert okazał się, że tak powiem, Lamą. Ma mało czasu dla Ani, a jeśli już o nią dba, to na zasadzie "Dzieci, bądźcie ciszej, bo mama się źle czuje". Czasem przewija się jego troska o Anię, np.: gdy mówi do niej "dziewczynko Aniu" (<3), ale generalnie, to wyobrażałam sobie inaczej ich "idealny związek".