Forum  Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdarzyło się naprawdę...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Twórczość LMM / Powieści / Seria o Ani Shirley
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anna Paulina
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:00, 30 Lip 2009    Temat postu: Zdarzyło się naprawdę...

Jak w temacie: wydarzenia "z życia wzięte", które znalazły się na kartach cyklu powieściowego Lucy Maud Montgomery. Wiadomości zaczerpnięte z artykułu: [link widoczny dla zalogowanych]

****************************************************************
Czy Lucy Maud Montgomery to Ania?” – pytają czasem czytelnicy, ponieważ zwykle przypuszcza się, że sławne bohaterki literackie są fikcjonalnymi odpowiednikami postaci swoich autorów. Chociaż Lucy Maud Montgomery stanowczo zaprzeczała, jakoby była podobna do swej ognistej, wybitnie podatnej na różnego rodzaju wypadki, rudowłosej Ani, co potwierdza drugi tom jej dzienników, występują pewne analogie między życiem Montgomery
a życiem Ani. Lucy Maud Montgomery nie była Anią, lecz pisarka wykorzystała wiele wydarzeń, które przydarzyły się jej samej, oraz takich,
o których słyszała, jako inspirację do opisania życia Ani. Te wydarzenia można odnaleźć w jej dziennikach, a także w autobiografii (The Alpine Path).

Ania z Zielonego Wzgórza

1. „Para w starszym wieku zwróciła się do przytułku dla sierot z prośbą
o przysłanie chłopca, ale przez pomyłkę trafiła do nich dziewczynka” – zapisała Lucy Maud Montgomery w notatniku.

„Pomysł przygarnięcia dziecka z ochronki dla sierot pojawił się w mojej głowie jako zalążek historii wiele lat temu, ponieważ Pierce Macneil wziął do siebie małą dziewczynkę z przytułku, co zanotowałam w swym notesiku”, napisała Lucy Maud Montgomery.

W 1892 roku dwie pary małżeńskie z Wyspy Księcia Edwarda, Pierce i Rachel Macneil oraz John i Annie Clark chciały adoptować 10-12 letnich angielskich chłopców – do pomocy przy gospodarstwie. Gdy osierocone dzieci przybyły na stację w Hunter River, 22 wrześna tego roku, Clarkowie i Macneilowie
z zaskoczeniem przywitali 5-letniego chłopca i jego 3-letnią siostrzyczkę. Macneilowie zatelegrafowali do Halifaxu i dowiedzieli się, że nie było
w transporcie z Anglii takiego dziecka, jakie sobie życzyli. Przełożeni uznali, że należy wysłać do państwa Macneil również siostrę chłopca, którego zdecydowano się im posłać, aby była blisko brata. Państwo Macneil zostali poinformowani, że można postarać się o umieszczenie dziewczynki u Clarków, gdyby oni nie zdecydowali się jej zatrzymać, jednak oni postanowili zaadoptować również siostrę chłopca. Nadali jej imię Ellen.

Montgomery pisze: „Nie ma w żadnym calu podobieństwa między Anią i Ellen Macneil, która jest jedną z najbardziej beznadziejnie pospolitych
i nieinteresujących dziewcząt, jakie można sobie wyobrazić. Ale mogę wskazać kolejną przypadkową zbieżność. Chociaż Ellen Macneil nigdy nie przyszła mi na myśl w czasie, gdy pisałam książkę, nieznajomy, który był w Cavendish dwa lata temu, powiedział Ellen, że jej profil wygląda dokładnie tak samo, jak profil dziewczyny, który widnieje na okładce Ani z Zielonego Wzgórza! Kiedy to usłyszałam, musiałam potwierdzić, że coś w tym jest, chociaż portret z okładki książki jest wyrazisty, podczas gdy profil Ellen jest beznadziejnie pospolity. Ponadto, ten portret został narysowany przez artystę, który nigdy nie widział Ellen!
(zapis w dzienniku z 27 stycznia 1911 r.)

2. „Jak się nazywa ta pelargonia na parapecie? Czy mogę ją nazwać Bonny?” Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział IV.

„Nie było zajęć w szkole, więc przesadzałam moje pelargonie. Drogie kwiaty, tak bardzo je kocham! „Matką” ich wszystkich jest bardzo stara pelargonia, zwana Bonny. Dostałam Bonny dawno temu – mniej więcej dwa, trzy lata temu chyba – gdy spędzałam zimę u cioci Emily w Malpeque. Maggie Abbot, dziewczynka, która tam mieszkała, miała małą zaszczepkę pelargonii; podarowała mi ją, gdy przyjechałam. Nazwałam ją Bonny – lubię, kiedy rzeczy mają swe własne imiona, nawet jeśli są tylko pelargoniami – i bardziej od niej kochałam tylko moje koty. Wyrosła na wielką roślinę ze sprytnymi, małymi listkami, zakończonymi falistymi brązowymi pręgami. I kwitnie,
w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Wierzę, że ta stara pelargonia ma duszę!”
(zapis w dzienniku z 21 września 1889)

3. „Katie Maurice, z którą bawiła się Ania, była moją Katie Maurice – wymyśloną koleżanką z oszklonej biblioteczki w naszym pokoju” (zapis w dzienniku z 27 stycznia 1911)

Czytałam przez cały dzień. Jedna z historii w gazecie przypomniała mi żywo dziwne wyobrażenie ze wczesnego dzieciństwa. Historia opowiadała o samotnej dziewczynce, która mieszkała z dwiema srogimi ciotkami; nie mając prawdziwej koleżanki, stworzyła ją sobie w wyobraźni. Koleżanka, którą nazywała Elizabeth, „mieszkała” w zagajniku na wzgórzu. Dziecko szokowało swe pozbawione wyobraźni ciotki, stale opowiadając „kłamstwa” o swych zabawach i rozmowach z Elizabeth.

W naszym dziennym pokoju od zawsze stał wielki regał, w którym przechowywana była porcelana. Na każdym ze skrzydeł znajdowały się długie, owalne szyby, niewyraźnie odbijające wnętrze pokoju. Gdy byłam naprawdę bardzo mała, każde z tych odbić w przeszklonych drzwiczkach było „prawdziwą postacią” w mojej wyobraźni. Postacią z lewego skrzydła była Katie Maurice, z prawego – Lucy Gray. Nie umiem powiedzieć, dlaczego nazwałam je w ten sposób. Ballada Wordswortha nie miała nic wspólnego z tą drugą, ponieważ wówczas jeszcze jej nie czytałam, ani nawet o niej nie słyszałam. W rzeczy samej, nie przypominam sobie, abym je nazwała je świadomie. W miarę, jak działałam coraz bardziej świadomie, Katie Maurice i Lucy Gray żyły w jasnym pokoju za regałem. Katie Maurice była małą dziewczynką, jak ja – i kochałam ją z całego serca. Mogłam stać przed tymi drzwiami godzinami i paplać z Katie, zwierzając się jej ze wszystkiego i wysłuchując jej zwierzeń. Najbardziej lubiłam to robić o zmierzchu, kiedy płonął ogień na kominku i pokój i jego odbicia były czarami światła i cienia.

Lucy Gray była dorosła – i była wdową! Nie lubiłam jej tak bardzo, jak Katie. Była zawsze smutna, i zawsze opowiadała mi ponure historie o swych nieszczęściach; niemniej jednak odwiedzałam ją skrupulatnie, gdy przychodziła na nią kolej, żeby nie urazić jej uczuć, ponieważ była zazdrosna o Katie, która również jej nie lubiła. Wszystko to brzmi dziś jak największe bzdury, lecz nie potrafię opisać, jak prawdziwe było to dla mnie. Nigdy nie przeszłam przez pokój, nie pomachawszy ręką Katie z przeszklonych drzwi na drugim końcu pomieszczenia.
(zapis w dzienniku z 26 marca 1905)

4. „Jest wspaniała. Szczególnie dwa wiersze: "Bezładnie, w dzikim tumulcie pierzchły/ zastępy wrogów!"
Nie wiem, co znaczy „zastępy”, co znaczy „tumult”, ale zwrot brzmi tragicznie…” (Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział IX)

„Autor bardzo przychylnej skądinąd recenzji Ani z Zielonego Wzgórza w piśmie „London Spectator” napisał, że chyba przedwczesna dojrzałość Ani została tu odrobinę przerysowana - w stwierdzeniu, że jedenastoletnie dziecko mogło docenić dramatyczny efekt wersów „Bezładnie, w dzikim tumulcie, pierzchły zastępy wrogów!”. Ale ja miałam zaledwie 9 lat, gdy te linijki spowodowały dreszcz emocji, sięgający najgłębszych warstw mej duszy
- w chwili, gdy recytowałam je w Szkółce Niedzielnej. W ciągu całego kazania, które zostało wygłoszone później, powtarzałam je sobie nieustannie. Aż do dziś te słowa dostarczają mi tajemniczej przyjemności, przyjemności zupełnie niezależnej od ich znaczenia”. (The Alpine Path)

5. „Uroczyście obiecuję i przyrzekam pozostać wierną najlepszej mej przyjaciółce, Dianie Barry, dopóki słońce i księżyc istnieć będą”. (Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział XII)

"Pamiętam, że wraz z Maggie Abbot przyrzekłyśmy sobie wieczystą przyjaźń, tak jak Ania i Diana to uczyniły. Różnica była taka, iż my nie poszłyśmy do ogrodu, lecz stałyśmy na wysokiej belce na strychu w stodole wuja Johna Montgomery’ego w Malpeque. Również razem z Amandą pewnego razu przepisałyśmy dla siebie dwie „Obietnice”, przysięgając wieczną wierność, przy czym w charakterze świadków wystąpiły dwie koleżanki ze szkoły,
i zwieńczyłyśmy nasze „Obietnice” czerwonymi pieczęciami. Jeszcze gdzieś mam moją kartkę".
(zapis w dzienniku z dnia 27 stycznia 1911)

6. „Pewnego razu zobaczyłam prawdziwy brylant w pierścionku pewnej damy
i rozczarowałam się tak bardzo, że zaczęłam płakać. Prawda, że był piękny, ale wcale nie taki, jak go sobie przedstawiałam” (Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział XIII)

"Przekonanie Ani, że diament wygląda tak, jak w rzeczywistości przedstawia się ametyst, było jednym z moich. Nie wiedziałam, że istnieją takie kamienie, jak ametysty, ale czytałam o diamentach. Nigdy żadnego nie widziałam, ani nie słyszałam, jak ktoś diamenty opisuje, i wyobrażałam je sobie jako przepiękne kamienie o mocnym, purpurowym odcieniu. Kiedy wujek Chester przyprowadził do nas ciocię Hatty po ich ślubie, zobaczyłam maleńki diament, którym ozdobiony był jej pierścionek i byłam bardzo rozczarowana. „Nie tak go sobie wyobrażałam” – cóż, wiele rzeczy na świecie nie było takimi, jakie je sobie wyobrażałam! Teraz kocham diamenty – kocham ich czysty, chłodny, jakby pokropiony rosą blask i połysk. Ale wtedy były dla mnie gorzkim rozczarowaniem".
(zapis w dzienniku z dnia 27 stycznia 1911)

7. „Nie wiesz wcale, co to znaczy po długiej i uciążliwej podróży zostać zbudzoną z miłego snu przez dwie dziewczyny spadające na ciebie jak dwa wielkie kloce” (Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział XIX)

"Scena, w której Ania i Diana skaczą do łóżka prosto na biedną panią Barry, pojawiła się w mej głowie za sprawą historyjki, którą opowiedział mi ojciec
– o tym, jak on wraz z dwoma innymi chłopcami wskoczyli na łóżko, w którym odpoczywał stary pastor, w gościnnym pokoju w domu wuja Jana Montgomery’ego wiele lat temu. Skleciłam z tego nowelkę, która została opublikowana na początku mojej kariery literackiej w „Golden Days”,
a następnie wykorzystałam ten pomysł w powieści".
(zapis w dzienniku z dnia 27 stycznia 1911)

8. „Las Duchów! Czyś ty oszalała? Gdzież, u licha, istnieje Las Duchów?”(Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział XX)

"Czytelnicy Ani z Zielonego Wzgórza z pewnością przypominają sobie Las Duchów. Było to przerażające wydarzenie dla nas, trojga małych chochlików.Well i Dave mieli niezachwianą i głęboko zakorzenioną wiarę w duchy. Często kłóciłam się z nimi na ten temat, z przygnębiającym skutkiem, którym było to, że sama zaraziłam się tym przekonaniem. Nie żebym sama naprawdę uwierzyła w duchy, lecz musiałam zgodzić się z Hamletem, że istnieją rzeczy na ziemi i na niebie, które nie śniły się filozofom z Cavendish w żaden sposób.

Las Duchów był niewinnym, uroczym zagajnikiem, usytuowanym powyżej sadu. Doszliśmy do wniosku, że wszystkie chętnie odwiedzane przez nas miejsca są zbyt pospolite, wymyśliliśmy to więc dla naszej własnej rozrywki. Na początku nikt z nas naprawdę nie wierzył w to, że zagajnik jest nawiedzony, lub że te tajemnicze „białe zjawiska”, które jakoby widywaliśmy przemykające przez lasek w ponurych godzinach, były czymś innym, niż wytworami naszej wyobraźni. Lecz nasze umysły były słabe, a wyobraźnia silna; szybko zaczęliśmy wierzyć bezgranicznie w nasze bajki, i żadne z nas nie chciało przechodzić w pobliżu tego zagajnika po zapadnięciu zmroku – pod groźbą śmierci. Śmierci! Czym była śmierć w porównaniu z możliwością wpadnięcia w szpony „białego zjawiska”?
(The Alpine Path)

9. „Na litość boską, Aniu! Toż dodałaś kropli walerianowych”. (Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział XXI)

"Godny uwagi incydent z walerianowym ciastem wydarzył się, gdy uczyłam
w szkole w Bideford i mieszkałam na tamtejszej plebanii. Urocza gospodyni upiekła pewnego dnia przekładańca z kroplami walerianowymi, dokładnie tak, jak stało się w powieści. Nigdy nie zapomnę smaku tego ciasta, oraz ubawu, jaki dzięki niemu miałyśmy, jako że pomyłka nie została zauważona aż do podwieczorku. Tamtego dnia pastor z innej parafii przybył do nas z wizytą. Zjadł każdy okruszek ze swego kawałka ciasta. Co o nim myślał

– nie dowiedziałyśmy się nigdy. Być może wyobraził sobie, że była to po prostu jakaś zupełnie nowa przyprawa".
(The Alpine Path oraz zapis w dzienniku z dnia 27 stycznia 1911)

10. „Słyszałam tyle zajmujących szczegółów o nowej nauczycielce” (Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział XXIII)

Wiele z nowych pomysłów, które wprowadziła panna Stacy do szkoły
w Avonlea, było zbieżnych z tymi, które wcielała w życie ulubiona nauczycielka Lucy Maud Montgomery, pana Gordon. „Hattie Gordon…posiadała niezwykle stymulującą osobowość, jakiej nie spotkałam
u żadnej innej nauczycielki. Posiadała moc zaszczepienia miłości do nauki ze względu na nią samą oraz sprawiania, że skostniałe przedmioty szkolne stawały się czymś niesamowicie interesującym i żywym. (…) Panna Gordon była pierwszą z naszych nauczycielek, która wymagała od nas dobrze skomponowanych prac pisemnych. Każdego dnia my, uczniowie z klasy wyższej, musieliśmy napisać w domu jedno wypracowanie na zadany temat, czasem wybrany przez nas, a czasem przez nauczycielkę. Bawiłam się przy tym świetnie, ale większość uczniów tego nienawidziła, co całkiem naturalne. Zaszczyt napisania najlepszego wypracowania przypadał zazwyczaj mnie lub Nate'owi Lockhartowi. W każde piątkowe popołudnie odbywały się recytacje, których obawiała się większość uczniów – mnie natomiast ogromnie zachwycały. Dzięki mojej dobrej pamięci nie było dla mnie problemem nauczenie się wiersza na pamięć, a recytowanie go sprawiało wielką radość. Panna Gordon dodała do zwykłych recytacji odmianę w postaci dialogów i piosenek, więc zazwyczaj urządzaliśmy niewielkie koncerty w piątkowe wieczory i mieliśmy bardzo wiele zabawy w związku z przygotowywaniem dialogów. Wszystko to było także świetną nauką. To również panna Gordon organizowała każdej wiosny „Piknik <<Mayflower>>”.Były one zachwycającymi imprezami. Szkoła była duża, liczyła około 40-50 uczniów. Oznaczało to wesołość, ale także i pewnego rodzaju ferment umysłowy".
(zapis w dzienniku z dnia 7 stycznia 1910)

11. „Ja biorę udział w dwóch dialogach: „Towarzystwo zwalczania plotkarstwa” i „Królowa elfów””. (Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział XXIV)

„Dialogi, które dziewczęta wystawiały na swym koncercie, „Towarzystwo zwalczania plotkarstwa” oraz „Królowa elfów”, były stałymi punktami repertuaru w czasach szkolnych. Pierwszy wystawialiśmy na naszym pierwszym szkolnym koncercie; grałam w nim sympatyczną postać „Panny Wise (Mądrej)”; drugi odgrywaliśmy w czasie egzaminów szkolnych. Byłam Królową elfów; zostałam obsadzona w tej roli częściowo dzięki moim długim włosom, które ułożyłam tak, aby spływały na ramiona z wianuszka różowych bibułkowych różyczek. „Pojawiałam się” nagle, wchodząc przez drzwi szkoły w glorii białej sukni, różyczek, włosów, pantofli i różdżki – i rozkoszowałam się moim występem bardziej, niż ktokolwiek inny. To była naprawdę jedna z tych chwil w moim życiu, która dała mi najwięcej satysfakcji”.
(zapis w dzienniku z dnia 27 stycznia 1911)


12. „Słuchaj, Diano. Ty i ja założymy nasz własny klub powieściowy i będziemy pisywały powieści dla wprawy”. (Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział XXVI)

„Pomysł klubu powieściowego przyszedł mi na myśl dzięki drobnemu wydarzeniu, które miało miejsce pewnego lata, gdy wraz z Jamie Simpson i Amandą Macneill pisałyśmy historyjki na ten sam temat. Ja stworzyłam fabułę i pamiętam jedynie, że była ona bardzo tragiczna, i że bohaterka została utopiona. Nie mam już tych naszych historyjek – chciałabym je posiadać – ale były one bardzo smutne. Był to pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz, gdy Amanda i Jamie próbowały pisać”.
(zapis w dzienniku z dnia 27 stycznia 1911)

13. „Cóżeś ty zrobiła ze swymi włosami, Aniu? — spytała. — Przecież one są zielone!” (Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział XXVII)

„Rozdział, w którym Ania farbuje sobie włosy, został całkowicie zmyślony. Dość dziwne jednakże, że gdy „Ania z Zielonego Wzgórza” była już napisana, lecz zanim została wydana, Sadie Macneill, dziewczyna z Cavendish, która miała ognisto rude loki, ufarbowała włosy na czarno. Byłam przerażona, gdy to usłyszałam, bo byłam pewna, że teraz, gdy tylko ukaże się książka, wszyscy będą przekonani, że opisałam właśnie to wydarzenie. I dokładnie tak się stało! I prawdopodobnie zawsze będzie! Ale ja jestem niewinna”.
(zapis w dzienniku z dnia 27 stycznia 1911)

14. „Ginęłam z ciekawości, żeby się dowiedzieć o rezultacie — chociaż byłam pewna, że Ben Hur musi zwyciężyć, gdyż w przeciwnym razie nie byłoby sprawiedliwości powieściowej — więc rozłożyłam historię otwartą na pulpicie, a „Ben Hura” położyłam na kolanach, oparłszy go o pulpit. Zdawało się wszystkim, że pracuję nad lekcją historii, a tymczasem czytałam spokojnie”. (Ania z Zielonego Wzgórza, rozdział XXX)

„Nate przyniósł mi dzisiaj „Undynę” i czytałam ją pod ławką, podczas gdy panna Gordon myślała, że uczę się historii. Była rozkoszna — „Undyna” oczywiście, a nie historia. Jeszcze nigdy nie nazwałam historii „rozkoszną”!”
(zapis w dzienniku z dnia 24 października 1889, tł. Ewa Horodyska)

15. Pozostałe:

„Wypadek z myszą utopioną w sosie do puddingu wydarzył się mojej przyjaciółce – pani Matheson..."

"Zmartwienie Ani z powodu bufiastych rękawów były echem moich dziecinnych pragnień posiadania grzywki…"

"Tkliwe przemówienie pożegnalne Jamesa MacLeoda również zostało wykorzystane, choć trzeba oddać Jimowi sprawiedliwość, że nie miał w sobie nic z pana Phillipsa, był bardzo dobrym nauczycielem…"

"Zwykle wiosną w szkole „robiłyśmy tęczę” na wodzie maleńkimi gałązkami maczanymi w żywicy – dokładnie tak, jak Diana i Ania w „Fontannie Driad”...

"Egzamin wstępny do Queens to również wydarzenie „z życia wzięte”, tak samo, jak tydzień oczekiwania, który po nim nastąpił” – Lucy Maud Montgomery zdała: „dzisiaj ukazała się lista przyjętych, i jestem piąta na 264 kandydatów. Gdybym nie popełniła tego głupiego błędu w angielskim i jeszcze jednego, równie głupiego, w arytmetyce, mogłabym nawet być pierwsza lub druga, gdyż najlepszy wynik był zaledwie o 21 punktów wyższy od mojego. Ale jestem zadowolona. Czuję ogromną ulgę po napięciu ostatnich dziesięciu dni, naprawdę ogromną. Tak bardzo się martwiłam tym egzaminem z arytmetyki, że zaczęłam wierzyć, iż na pewno go oblałam”. – notatka w dzienniku z dnia 18 lipca 1893, tł. Ewa Horodyska).

Lucy Maud Montgomery czytała najlepszy esej z języka angielskiego w czasie rozdawania dyplomów w college'u - tak samo, jak Ania. Pisała o jednej z szekspirowskich postaci, Porcji.

Śmierć Mateusza nie była inspirowana, jak niektórzy sądzili, śmiercią dziadka Lucy Maud Montgomery.

(Źródła: notatka w dzienniku z dnia 27 stycznia 1911)

Ania z Avonlea

1. „Odłożyła kapelusz i objęła wzrokiem swych uczniów; miała nadzieję, że wygląd jej nie zdradza leku i niepewności, które odczuwała, że może nie zauważą jej drżenia” (Ania z Avonlea, rozdział V)

„W Ani z Avonlea było zdecydowanie mniej wydarzeń „z życia wziętych” niż w Ani z Zielonego Wzgórza, za to dużo więcej wątków wymyślonych przeze mnie. Niektóre z moich doświadczeń z lat pracy w szkole odbiły się na kartach tej powieści, ale wyłącznie w atmosferze, nie w konkretnych zdarzeniach. Czułam się dokładnie tak samo, jak Ania, gdy otwierała szkołę pierwszego dnia swej pracy – i byłam równie żałośnie zmęczona i zniechęcona nocą. Moi uczniowie z Bideforf zabawiali się powożeniem świerszczy. Jeden z nich któregoś dnia podał taką samą definicję słowa „piegi” (freckles), jak Jimmy Andrews – „twarz George’a Howella, proszę pani”; również inne wypowiedzi uczniów Ani często były autentyczne”.
(notatka w dzienniku z dnia 27 stycznia 1911)

2. „Aniu, zdecydowałem się już co do nieba. Nie chcę tam pójść (…) Bo niebo jest na poddaszu Szymona Fletchera, a ja go nie cierpię. (Ania z Avonlea, rozdział XVI)

„Pewnej niedzieli byłam w starym kościele w Clifton z ciotką Emilią; nie mogłam mieć wówczas więcej niż cztery lata. Usłyszałam, że pastor mówił coś o niebie – tym dziwnym, tajemniczym miejscu, o którym jedyne co wiedziałam to fakt, iż to było „tam, dokąd poszła Mamusia”.

„Gdzie jest niebo?” – zapytałam szeptem ciotkę Emilię, chociaż wiedziałam, że szeptanie w kościele było niewybaczalnym grzechem. Ciotka Emilia go nie popełniła. Cicho, poważnie skierowała palec ku górze. Z bezgraniczną ufnością dziecka, pojmującego wszystko dosłownie, wzięłam za pewnik, że miało to oznaczać tę część cliftońskiego kościoła, która znajdowała się powyżej sklepienia. W sklepieniu była niewielka, kwadratowa dziura. Dlaczego nie mogłyśmy wspiąć się do niej i zobaczyć mamusi? Była to dla mnie wielka zagadka. Postanowiłam, że gdy urosnę większa, pójdę do Clifton i znajdę sposób, by wspiąć się do nieba i znaleźć mamusię. Ta wiara i nadzieja były wspaniałym sekretem, pocieszającym mnie przez kilka lat. Niebo nie było odległym, nieosiągalnym miejscem – „jakimś wspaniałym, lecz odległym brzegiem”. Nie, nie! Znajdowało się zaledwie 10 mil stąd, na poddaszu kościoła w Clifton! Z wielkimi oporami porzucałam powoli tę wiarę.

Hood napisał, w swym czarującym „I remember”, że znalazł się dalej od nieba niż wówczas, gdy był chłopcem. Dla mnie również świat wydawał się miejscem zdecydowanie chłodniejszym i samotniejszym, od czasu gdy wiek i doświadczenie narzuciły mej niechętnej siedmioletniej osobie rozpaczliwe przekonanie, że niebo nie było tak blisko, jak mi się wydawało. Może było „nawet całkiem blisko, bliższe niż oddech, ręka czy stopa”, ale pojęcia z dzieciństwa są bardzo konkretne; i kiedy raz zaakceptowałam, że bramy z pereł i ulice ze złota nie kryją się na poddaszu kościoła w Clifton, poczułam, że jest ono strasznie daleko, gdzieś za najodleglejszą z gwiazd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marigold
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:02, 30 Lip 2009    Temat postu:

Szalenie lubię ten artykuł Smile Przyjemność sprawia mi porównywanie "prawdziwego życia" do tego "z powieści" Wink

Aniulko, jesteś niezrównana!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Paulina
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:23, 30 Lip 2009    Temat postu:

Ania na Uniwersytecie

1. „Ale w jaki sposób cztery bezbronne kobiety mogą się pozbyć kota, który nie będzie chciał się od nich uwolnić?”(Ania na Uniwersytecie, rozdział XVI)

Tego poranka Frede i ja, z drżeniem i z przerażeniem, czując się winnymi, jakbyśmy popełniły morderstwo z premedytacją, usypiałyśmy kota.

Od czasu gdy przyjechałam tu ostatniej jesieni, prześladowały mnie głodne koty. To była dla nas przestroga. Ostatniej jesieni dwa głodne koty, przystojny dachowiec „Tom” oraz mały rasowy chudzielec, nabrały zwyczaju przychodzenia do nas, ponieważ, powodowana słabością serca, rzucałam im jakieś resztki, by mogły nasycić głód. Przychodziły przez całą zimę i niemal koczowały na werandzie. Nie mogłyśmy wyjść przez drzwi i nie wpaść na głodnego kota, z wyrazem wilczego głodu w oczach i kośćmi prześwitującymi przez skórę. Wyglądały bardzo biednie. Nie chciałyśmy ich wyrzucać, ponieważ wiedzieliśmy, że należą do naszych sąsiadów, mieszkających w pobliżu, którzy mogli się zdenerwować, gdybyśmy się ich pozbyli – chociaż z pewnością sami nie cenili ich zbytnio! Straszne z nich były złodziejaszki – oczywiście koty, nie sąsiedzi! Nie mogłyśmy zostawić otwartych drzwi, bo zaraz jeden z nich wpadał do środka i ulatniał się z czymś do jedzenia, lub zapuszczał się do piwnicy i kradł śmietankę.

Tak czy inaczej żywiłyśmy je przez całą zimę. Wiosną przybłąkał się do nas kolejny kot – najbardziej zaniedbana kotka, jaką kiedykolwiek widziałam – z postrzępionymi uszami, a jej oba boki były niemal wklęsłe. Była gorsza, niż pozostałe koty. Szary kot stracił w ciągu zimy oko i „Jednooki Oxtoby”, jak go nazywaliśmy, oraz stara, cętkowana kotka, zwykle siadały na naszej wycieraczce i prychały na siebie godzinami. Biedny mały Daffy walczył mężnie, lecz nie mógł przestać bić się z „Mieszkanką progu”, jak nazywałyśmy cętkowaną kotkę – rzucała się na niego z pazurami za każdym razem, kiedy tylko koło niej przechodził. Znosiłam ją przez całe lato, ale któregoś dnia moja cierpliwość przekroczyła granice. Zeszła do piwnicy i wypiła całe pół litra śmietany, która się tam znajdowała. Pojechałam do Uxbridge i kupiłam dwie uncje chloroformu. Minęły kolejne dwa tygodnie, zanim zebrałam się na odwagę, by go użyć. Ale dziś poszłyśmy i zrobiłyśmy to. Zwabiłyśmy ją rano, dałyśmy jej dobry posiłek, a następnie – z poczuciem winny wobec tego starego zwierzęcia, wyglądającego w tej chwili tak ufnie – zamknęłyśmy ją w pudełku, wrzuciłyśmy do środka odkorkowaną buteleczkę z chloroformem i przycisnęłyśmy to czymś ciężkim. Usłyszeliśmy dwa cichutkie: „miau!”, po czym nastąpiła cisza. Mimo tego nie otworzyłyśmy pudełka do wieczora, a następnie uczyniłyśmy to z zaciśniętymi zębami. Ale biedna stara „Mieszkanka progu” odeszła tam, dokąd idą dobre koty – bezboleśnie i spokojnie, jak na to wyglądało. Była zwinięta w kłębek, jakby spała. Postanowiłyśmy pochować ją na tyłach ogrodu. Niech jej spoczynek będzie słodki! Ale niestety Jednooki Oxtoby i drugi kot ciągle były całe i zdrowe, do tego doszły dwa żwawe kociaki. Przewiduję dalsze doświadczenia z chloroformem i więcej wstrząsających egzekucji, ponieważ nie mogę żywić tych zwierzaków przez kolejną zimę, obojętnie do kogo należą.
(zapis w dzienniku z 26 września 1912)

PS. A mi się wydawało, że Lucy Maud Montgomery lubiła koty…

2. „Ale najsłodszym wydarzeniem w czasie pobytu w Bolingbroke była wizyta w miejscu, w którym się urodziła – małym, zaniedbanym żółtym domku na odległej ulicy, o którym tak często marzyła” (Ania na Uniwersytecie, rozdział XXI)

Opis miejsca urodzenia Ani jest autobiograficzny. Montgomery urodziła się w małym żółtym domku w Clifton na Wyspie Księcia Edwarda, w którym jej rodzice mieszkali przez pierwsze dwa lata swego małżeństwa. Maud również urodziła się we wschodnim pokoju. Lucy Maud Montgomery także miała listy swej nieżyjącej matki: „Tego popołudnia czytałam paczuszkę starych listów; znalazłam wśród nich jeden naprawdę stary, pisany przez mamę w czasach, gdy była dziewczynką, do koleżanki. Znalazłam go kilka lat temu w pudełku z listami i zatrzymałam jako jeden z najdroższych skarbów. Ten dziewczęcy list, pełen starych żartów i aluzji, oraz znaczeń, których mogę się tylko domyślać, dał mi wspaniałą możliwość poznania mojej matki”.
(zapis w dzienniku z dnia 2 stycznia 1905)

3. „Na litość boską, co ty robisz?— Przeglądam stare nowelki z Klubu Powieściowego. Tym stałym wkuwaniem doprowadziłam się do tego, że cały świat mi obrzydł i potrzebna mi była jakaś rozrywka. Wyciągnęłam z walizki te szpargały i czytając je, pękam ze śmiechu”. (Ania na Uniwersytecie, rozdział XXXV)

„Miałam już sporą bibliotekę historyjek – w których niemal wszyscy umierali! Tak bardzo bym chciała móc je teraz przeczytać. Spaliłam je któregoś dnia w rozdrażnieniu, gdy zorientowałam się, że właściwie to były śmieciami. Były śmieciami, to fakt, ale mogły by być teraz dla mnie bardzo wartościowymi śmieciami, ponieważ były tak niesamowicie zabawne…Jedno z nich miało tytuł „Moje groby” i było długą opowieścią na temat tułaczki pewnej żony pastora. Zrobiłam z niej żonę pastora Metodystów, dlatego też musiała się często przeprowadzać. Chowała jedno dziecko w każdym miejscu, w którym mieszkała! Cała Kanada, od Nowej Funlandii po Vancouver, była pokryta „jej” grobami. Napisałam to opowiadanie w pierwszej osobie, opisałam dzieci, zobrazowałam ich łoża śmierci i opisałam ich nagrobki oraz epitafia! Ta historia nigdy nie została ukończona. Po zabiciu siedmiorga dzieci – miała ich mieć docelowo trzynaścioro – zmęczyłam się tyloma niemowlętami i zakończyłam moją rzeź niewiniątek.

…Ale jakie olśniewające bohaterki kreowałam! I jak je ubierałam! Jedwab – satyna – aksamit – koronki – nigdy nie nosiły niczego innego! I dosłownie obsypywałam je diamentami, rubinami, perłami. Ale na cóż piękno i bogate stroje? „Droga chwały prowadziła wyłącznie do grobu”. Wszystkie musiały zostać zamordowane, lub umrzeć z powodu złamanego serca. Nie było dla nich ucieczki.
(zapis w dzienniku z dnia 27 stycznia 1911 roku).

4. „Wyobraź sobie – tej nocy będę w Avonlea – ledwo to do mnie dociera!” (Ania na Uniwersytecie, rozdział XXXVIII)

Lucy Maud Montgomery chodziła do Prince of Wales College, by uzyskać licencję nauczycielki. Blisko tygodnia, w którym miały się odbyć egzaminy, napisała tę notatkę, która została niemal zacytowana w Ani na Uniwersytecie – „Pomyśleć tylko: za dwa tygodnie będą już w Cavendish! To do mnie nie dociera. Zupełnie nie mieści się w głowie. Nie potrafię przebić wzrokiem ciemności nadchodzącego tygodnia. Okrywa go bez reszty posępny cień „egzaminów dyplomowych”.
(zapis w dzienniku z dnia 6 czerwca 1894 roku, tł. Ewa Horodyska)

Ania z Szumiących Topoli

Autorka tłumaczonego przeze mnie artykułu nie analizowała chyba jeszcze dogłębnie tego tomu, napisała bowiem jedynie, że epizod z Hazel Marr jest luźno oparty na przygodzie Lucy Maud Montgomery z jedną z wielbicielek jej twórczości. Ponoć można o tym przeczytać w czwartym tomie jej pamiętników.

Wymarzony dom Ani

1. „Wie pani, kiedy i gdzie chciałabym brać ślub, gdybym tylko mogła? W czerwcowy poranek przy cudownym wschodzie słońca, wśród kwitnących róż, spotkałabym Gilberta i razem poszlibyśmy aż do wnętrza bukowego lasu i tam pobralibyśmy się pod zielonym baldachimem drzew jak w jakiejś przepięknej katedrze”. (Wymarzony Dom Anii, rozdział III)

„Wiem, jak chciałabym wziąć ślub – i jak nigdy nie wezmę, bo nawet zakładając, że powinnam wyjść za mąż, powinnam uczynić to zgodnie z obowiązującymi konwenansami. Lecz to nie powstrzymuje mnie przed wyobrażaniem sobie, jak powinna wyglądać idealna ceremonia ślubna – i jeśli żyłabym w świecie marzeń – tak wyglądałby mój ślub.

Rano – w piękny, czerwcowy poranek, o wschodzie słońca, którego promienie rozkwitają na tle srebrzystego nieba, w ogrodzie wśród kwitnących róż, które powinny być tak słodkie, jak tylko róże być potrafią – wstałabym wcześnie i ubrałabym się – ubrałabym się wyłącznie dla oczu jedynego mężczyzny na całym świece i nikogo innego, i uczniłabym się tak piękną, jak tylko bym była w stanie, wyłącznie dla jego przyjemności; następnie, w oczekiwaniu pierwszych promieni świtu zeszłabym do niego, nie oglądając się na nikogo innego, i poszlibyśmy do samego serca jakiegoś wspaniałego lasu, w którym drzewa tworzyłyby coś w rodzaju sklepienia ogromnej katedry i poranny wiatr sam odśpiewałby nam ślubny hymn; następnie przysięglibyśmy sobie miłość po wieczne czasy”.
(zapis w dzienniku z dnia 24 grudnia 1905 roku)

2. „Od zarozumiałości Elliotów, od dumy MacAllisterów i od samolubstwa Crawfordów zachowaj nas, Panie”. (Wymarzony Dom Ani, rozdział VI)

„Zostałam wychowana przez moich dziadków na starej farmie Macneilów w Cavendish. Cavendish to rolnicza osada na północnym wybrzeżu Wyspy Księcia Edwarda. Znajdowała się 11 mil od linii kolejowej oraz 24 mile od najbliższego większego miasta. Została założona w 1700 roku przez trzy szkockie rodziny: Macneilów, Simpsonów i Clarków. Członkowie tych rodzin pobierali się między sobą, i ponadto koniecznie należało urodzić się i wychować w Cavendish, żeby uniknąć krytyki. Słyszałam, jak raz ciotka Mary Lawson przyznała, że „Macneilowie i Simpsonowie zawsze uważali się za nieco lepszych od pozostałych”; było również takie lokalne powiedzonko, używane przez miejscowych, którym zwykle obrzucano nas, członków klanu: „Od zarozumiałości Simpsonów, od dumy Macneilów i od samolubstwa Clarków zachowaj nas, Panie”. Jakiekolwiek były ich wady, byli lojalnymi, uczciwymi i bogobojnymi ludźmi, którzy odziedziczyli tradycyjną wiarę, prostolinijność i ambicje”.
(The Alpine Path)

3. „Dlaczego w ogóle rodzą się dzieci, jeżeli ma im być lepiej po śmierci?” (Wymarzony Dom Ani – rozdział XIX)

Podobnie jak mała Joyce, która umarła zaraz po urodzeniu, drugie dziecko Lucy Maud Montgomery urodziło się martwe. Jej cierpienie odbija się na kartach dziennika:

30 sierpnia 1914
Czy te minione trzy tygodnie były koszmarnym snem? Nie, były przerażającą rzeczywistością. Wydaje mi się, że mam złamane serce. 13 sierpnia urodził się mój ukochany, malutki synek – urodził się martwy…Boże, to prawie mnie zabiło. Początkowo myślałam, że nie będę mogła dalej żyć, cały ból mojego dotychczasowego życia był niczym w porównaniu z chwilą, gdy dowiedziałam się, że moje dziecko umarło – mój mały chłopiec, tak cudownie doskonały.

Przyczyną jego śmierci był supeł na pępowinie – wypadek, którego nie można było przewidzieć, ani mu zapobiec. Zdarza się to niezmiernie rzadko, lecz gdy już się wydarzy – nie ma ratunku. Och, nigdy nawet o tym nie pomyślałam, to znaczy nigdy nie pomyślałam o tym, by mogło przytrafić się to temu dziecku. Myślałam o komplikacjach w przypadku Chestera, lecz nie teraz. Miałam złe przeczucia – ale odnośnie mnie samej, nie dziecka. Och, czy ten ból kiedyś osłabnie? Moje serce jest przepełnione cierpieniem gdy piszę te słowa. Och, to było okrutne-okrutne-okrutne!

Nigdy nie zapomnę tego nieszczęśliwego popołudnia, kiedy wróciłam z doliny cienia by przekonać się, że moje kochanie umarło – to była „nagroda” dla której cierpiałam przez długie miesiące i stawiłam czoła śmierci, która mnie oszukała. Leżałam przez trzy tygodnie, złamana na ciele i na duszy. Przy mnie leżała malutka, biała jak wosk figurka, ubrana w małą sukieneczkę, która była chrzestną koszulką Chestera. Och, gdy robiłam ją wśród szczęśliwych marzeń i nadziei dla mojego pierworodnego synka, nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś będzie ona całunem. A on był takim uroczym dzieckiem – takim pulchnym, słodkim i miał takie urocze dołeczki w policzkach. Jego kochane oczy, które nigdy nie rozbłysną inteligencją, były wielkie i błękitne jak fiołki, i niezwykle jasne. Jego kochane maleńkie stopki, które nigdy nie przybiegną do mnie – jego śliczne malutkie rączki, które nigdy nie wyciągną się po to, by dotknąć moich. Och, to było takie okrutne! Nigdy nie zapomnę koszmaru nocy, która potem nastąpiła. Zabrali mi dziecko i położyli je w małej białej trumnie w salonie. Byłam sama. Nie mogłam spać. Nie mogłam płakać. Myślałam, że moje serce pęknie.

Moja rekonwalescencja była przerażającym okresem. Gdyby moje dziecko żyło, byłabym taka szczęśliwa, zadowolona z tego, że dni płyną i stopniowo odzyskuję siły. Ale leżąc tu taka słaba, odczuwając wszelkie niedogodności mojego stanu zdrowia i nie mając niczego – niczego, co mogłoby mi to zrekompensować. Wydawało się, że dni wloką się, jakby ich nogi były z ołowiu. Pani Aubin była dobrą pielęgniarką, umiejętną, czułą i sympatyczną. Dziękowałam, że miałam ją przy sobie zamiast panny Fergusson, która posiadała takie same umiejętności, lecz miała bardzo nieprzyjemny charakter. Ale nic nie mogło uzdrowić mojej śmiertelnej rany. Umiałam zwalczyć mój smutek w dzień, lecz noc mnie zdradzała. Zawsze się załamywałam, gdy przychodził zmierzch i płakałam przez kilka strasznych godzin, dopóki nie zasnęłam z wyczerpania.

Och, to takie niesprawiedliwe, takie niesprawiedliwe! Dzieci rodzą się i żyją, gdy nikt ich nie chce – tam, gdzie są zaniedbywane – tam, gdzie nie mają żadnych szans. Tak bardzo bym kochała moje dziecko, opiekowałabym się nim tak czule, i starałabym się zapewnić mu jak najlepszy start w życiu. Jednak zostałam pozbawiona tej możliwości.

4 września 1914
Dziś przyszedł kolejny z tych strasznych „listów kondolencyjnych”. Otrzymałam ich tak wiele. Dwa lub trzy, napisane przez przyjaciół, którzy rozumieli mnie i myśleli, tak jak ja, odnośnie tych wielkich tajemnic – były pomocne, lub przynajmniej uśmierzały ból. Ale reszta wyłącznie otwierała świeże rany i wstrząsała wszystkimi moim wrażliwymi zmysłami. Piszący chcieli być mili. Ale ranili mnie tak dotkliwie, jak mógłby to zrobić jakiś wróg – ich niezdarne próby pocieszania, ich banały, wyświechtane zapewnienia wyłącznie mnie raniły. Banały nigdy nie przykryją wyrwy, która powstaje po utracie bliskiej osoby. Jedno z najczęściej powtarzających się i najbardziej bolesnych stwierdzeń to „dziecku jest teraz lepiej”. Nie wierzę w to! Dlaczego w takim razie w ogóle się urodziło – dlaczego w ogóle rodzą się dzieci, skoro lepiej jest po śmierci? Nie wierzę, że dla dziecka lepiej jest umrzeć przy urodzeniu niż przeżyć swe własne życie, kochać i być kochanym, cieszyć się i cierpieć, wykonywać dobrze swoją pracę, kształtować swój charakter, co dałoby mu osobowość w Wieczności. I nie wierzę, że było to„wolą Boga”. Dlaczego oskarżać Bożą wolę o każdy smutek? Wierzę, że Bóg pragnie, by każde ludzkie istnienie, które przychodzi na świat, żyło i wykonywało swą pracę; i jeśli się tak nie dzieje, to nie jest to Jego wola, lecz pokrzyżowanie Jego planów przez tajemniczą Moc Złego, która również przejawia się we wszechświecie. Wierzę, że mamy prawo płakać, gdy Coś pokrzyżuje plany. I nie pociesza mnie to, że mówią mi, iż „pewnego dnia” spotkam mojego synka. Całkowicie nie mogę w to uwierzyć; nawet gdybym była w stanie, byłaby to marna pociecha. Ponieważ nie byłoby to moje błękitnookie dzieciątko, lecz osoba, która rozwinęła się i dorosła z dala ode mnie, a więc byłaby dla mnie kimś nieznajomym”.

Ania ze Złotego Brzegu

1. „Nazywa się Gip. Jaki ma śliczny ogonek! Czy mogę go zatrzymać?” (Ania ze Złotego Brzegu, rozdział XVIII)

„Mieliśmy psa imieniem Gip – dobrego, starego psa z jedną wielką wadą. Zabił kilka moich kociąt. Postanowiłam, że nie ma sensu hodować kotów, dopóki Gip żyje. Gip żył aż do czasu, gdy miałam niecałe 12 lat. Potem zdechł, a ja rozpaczałam z tego powodu, bo byłam bardzo przywiązana do starego Gipa”.
(notatka w dzienniku z dnia 7 stycznia 1910)

2. ,,To jest Bóg, a to jest Mój Bóg” (Ania ze Złotego Brzegu, rozdział III)
Podobno powiedział tak synek Lucy Maud Montgomery, ale nie udało mi się ustalić źródła cytatu.
*Gog i Magog były autentycznymi figurkami, tak jak się domyślaliście kiedyś na podstawie jednego ze zdjęć.

Dolina Tęczy

1. 24 sierpnia 1919 roku Lucy Maud Montgomery napisała:

„Wyszła „Dolina Tęczy”. Okładka jest naprawdę śliczna. Moja dziewiąta powieść – a ja nie jestem w najmniejszym stopniu nią zainteresowana.

Frede nigdy jej nie przeczyta!
*Frede była najlepszą przyjaciółką Maud, zmarła w czerwcu 1919 roku.*

Jedną z tych historyjek na pewno by rozpoznała. Chodzi o zdarzenie z Mary Vance, goniącą Rillę Blythe z dorszem. Jego oryginalnymi bohaterami byli Chester i Amy Campbell.
*Chester – syn Lucy Maud Montgomery; Amy była jego kuzynką*
Frede nigdy nie miała dość wyśmiewania się z tej historyjki ze swoimi kolegami w Macdonald’s College (gdzie pracowała jako nauczycielka)”.

2. „Drugim i ostatnim elementem „z życia wziętym” był duch, widziany przez dzieci na grobli. Oczywiście był to ten stary duch, którego widzieliśmy z Well i Davem Nelsonami, co okazał się być babcią z bielizną stołową” (notatka w dzienniku z dnia 24 sierpnia 1919)

Pewnej nocy przeżyliśmy prawdziwy horror z powodu ducha. Oczywiście „prawdziwy” odnosi się do „horroru”, nie do „ducha”. O zachodzie słońca bawiliśmy się przy stogach siana, ganiając się wokół pachnących wiązek świeżo skoszonej trawy. Nagle spojrzałam w stronę ogrodzenia sadu. Dreszcze przeszły mi po kręgosłupie, ponieważ tam, pod krzakiem jałowca, naprawdę było „białe zjawisko”, którego nieokreślony kształt bielił się w mroku. Zatrzymaliśmy się wszyscy i gapiliśmy się, niczym zaklęci w kamień.

„To Mag Laird” – wyszeptał Dave przerażonym głosem.

Mag Laird, jak sobie przypomniałam, była nieszkodliwą postacią, która żebrząc włóczyła się po całej okolicy i była postrachem dzieci, a w szczególności Dave’a. Ponieważ Mag zazwyczaj była brudna i ubrana w łachmany, nie wydawało mi się, że to mogłaby być ona. Well i ja chętnie byśmy jednak przyjęli, że to właśnie ona, bo Mag to przynajmniej postać z krwi i kości.

-„Bzdura!”- powiedziałam, desperacko starając się zachować zdrowy rozsądek – „To musi być białe cielę”.

Well zgodził się ze mną podejrzanie chętnie, ale bezkształtne zjawisko wcale nie wyglądało jak cielę.

„To idzie w tę stronę!” – wykrzyknął nagle.

Rzuciłam w tamtą stronę udręczone spojrzenie. Tak! „To” pełzało w dół, schodząc z grobli - cielę nie mogłoby tego uczynić. Z jednoczesnym wrzaskiem pobiegliśmy w kierunku domu; Dave na każdym kroku dyszał: „to Mag Laird”, podczas gdy ja i Well uświadamialiśmy sobie jedynie, że za nami było „coś białego”!

Wpadliśmy do domu i wdarliśmy się do babcinej sypialni, gdzie szyła, gdy wychodziliśmy. Nie było jej tam. Pobiegliśmy do sąsiadów; dotarliśmy tam drżąc na całym ciele. Zdyszani, opowiedzieliśmy naszą historię, i oczywiście zostaliśmy wyśmiani. Ale nic nie mogło nas skłonić do powrotu, więc francuscy służący – Peter i Charlotte – zostali wysłani, by zbadać, co to było, jedno niosąc wiadro do owsa, drugie uzbrojone w widły.

Wrócili i oznajmili, że nie było tam nic. To nas nie zaskoczyło. Oczywiście „to białe” mogło zniknąć, w momencie gdy wypełniło swą misję przerażenia trojga biednych dzieci do utraty zmysłów. Ale nie poszliśmy do domu, dopóki nie przyszedł dziadek i nie zabrał nas w niesławie do domu. Dlaczego w niesławie?

Biały obrus został wybielony i położony na trawie pod jałowcem; dokładnie o zmierzchu, babcia z robótką w rękach wyszła, by je zabrać. Zarzuciła sobie płótno na ramiona, a potem
spadł jej kłębek i potoczył się za ogrodzenie. Pochyliła się i miała go właśnie podnieść, gdy zatrzymały ją nagle odgłosy paniki i przerażone okrzyki. Zanim mogła się poruszyć lub odezwać się do nas, zniknęliśmy.

Tak zakończył żywot nasz ostatni „duch” i nasze ogromne przerażenie, z którego śmieliśmy się jeszcze przez długi czas”
(The Alpine Path)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Topolowa
Uczeń Szkółki Niedzielnej
Uczeń Szkółki Niedzielnej


Dołączył: 28 Lip 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:26, 30 Lip 2009    Temat postu:

Piękne tłumaczenie! Gratuluję!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Holly
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 591
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: w podróży
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:19, 31 Lip 2009    Temat postu:

Niepojęte! Aż trudno uwierzyć, że niektóre przygody Ani inspirowane są prawdziwymi przeżyciami Maud Wink Przy niektórych fragmentach wybuchałam wręcz śmiechem!
Niski ukłon dla Ciebie, kochana za kawał dobrej roboty - zgadzam się z dziewczynami, jesteś wprost niezrównana! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Paulina
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 316
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:14, 31 Lip 2009    Temat postu:

Dziękuję za miłe słowa Wink Ale największe podziękowania należą się Marigold, ponieważ to dzięki jej zwyczajowi chomikowania różnych rzeczy na komputerze i nie tylko, ten artykuł nie przepadł wraz z poprzednim forum. Tłumaczyłam to już ponad rok temu i teraz widzę trochę niedociągnięć - może kiedyś w przypływie braku pilniejszych zajęć, troszkę poprawię ten tekst.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Topolowa
Uczeń Szkółki Niedzielnej
Uczeń Szkółki Niedzielnej


Dołączył: 28 Lip 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:01, 01 Sie 2009    Temat postu:

Ależ masz wybitne zdolności w tym kierunku! Czyta się doskonale, jestem pełna podziwu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marigold
Bratnia dusza
Bratnia dusza


Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 469
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wyspa Księcia Edwarda :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:14, 01 Sie 2009    Temat postu:

Och, Aniulka jest zbyt skromna! A nie powinna! Ktoś o takich zdolnościach... Smile

Artykul jest świetny Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Parvati
Ten, który zna Józefa
Ten, który zna Józefa


Dołączył: 25 Kwi 2010
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Dolina Tęczy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:32, 05 Sie 2010    Temat postu:

Wspaniały artykuł, Aniu, piękne tłumaczenie.

Tak myślałam, że pewnie jakieś fragmenty serii o Ani były z życia wzięte, ale nie przyszłoby mi do głowy, że jest tego aż tyle.

LMM najwyraźniej posiadała talent łączenia tego, co zdarzyło się naprawdę ze zdarzeniami wymyślonymi, dlatego książki o Ani są jednocześnie normalne, jak i wyjątkowe.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Parvati dnia Czw 8:34, 05 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Twórczość LMM / Powieści / Seria o Ani Shirley Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin